coś we mnie znowu pękło, okazałam się za słaba. i nawet nie potrafiłam nikomu tego wyjaśnić, powiedzieć że potrzebuję rozmowy i troski. odpychałam wyciągnięte ręce, broniąc się przed otwarciem serca. na przerwie wpatrując się w podłogę i oddychając wstałam i poczułam że muszę się gdzieś schować, pobyć samemu i rozryczeć jak dziecko. ze spokojem zeszłam schodami na dól, szkoła tętniała życiem. ale czułam, że ludzi się we mnie wpatrują, jedni z troską drudzy z żalem, inni z litością, a niektórzy z rozbawieniem. prawie słyszałam ich pytania, kóre zapewne malowały się na ich twarzy. nie jestem pewna bo szlam patrząc pod nogi, uważając żeby się nie przewrócić. nie dziwiły mnie ich reakcje, nie codziennie dziewczyna włóczy się po szkole jak zombie z opuchniętymi oczami i wciąż płynącymi łzami po policzkach. zeszłam na dól, upatrzyłam sobie miejsce na końcu korytarza w kącie, pod ścianą. skuliłam się i zaczęłam płakać. chciałam żeby ktoś zrozumiał bez słów moje cierpienie i ból. /skinny-love
|