Czasami odczuwamy w sobie ból ujmujący do tego stopnia, że nie jesteśmy w stanie nawet spojrzeć w lustro. Czujemy, jak się rozpadamy a między palcami, połyskując, wycieka nam całe nasze życie. Dłubiemy palcami w swoim ciele, próbując wyzbyć się wszystkich swoich grzechów. Wyciągamy je, częśiami z nadzieją, że odejdą na zawsze. Nie wiemy jak bardzo się mylimy, zaklinając się, że od tej pory już będzie lepiej. To kabaret, zwyczajna parodia uśmiechów. A my jesteśmy ostatnimi naiwnymi głupcami wierzącymi w to wszystko co daje nam los. Jakoże on ma dla nas tylko puste piąstki.
To pamiątki z przeszłości śmieją sie z nas, pozapisywane w pobazgranych zeszytach. Liczymy, że się zmienimy? A jakże. Nigdy przenigdy nam się to nie uda. Amen.
Prniemy przed siebie, mija nam kolejny dzień. Depczemy siebie, swoje myśli, uczucia, swoją godność. Zatracamy się w społeczeństwie. I wtedy już nie wiemy kim jesteśmy i kim byliśmy.
Zostajemy pustą, martwą stroną w naszym zakrwawionym notesie...
|