Zgubiliśmy się. Straciliśmy siebie z oczu już dawno. Wszystko się pozmieniało; otoczenie, świat wokół nas, ludzie, z jakimi przebywamy, wreszcie my. Cała rzeczywistość uległa zmianom i nie możemy już tego powstrzymać. Stoimy w ciemnym korytarzu na przeciwko siebie i chcemy odnaleźć właściwą drogę. Ale dokąd? Do nikąd? Przed siebie, w bok? Nie zapalisz popiołów. Nie rozniecisz dzikiego ognia. Nie sprawisz, że ono spłonie. Nie poparzysz się. Bo to tylko letni powiew jesiennej bryzy. Zero pierwiastków, które powinny być na swoich miejscach. Czegokolwiek.
Nie, to nie takie proste. Wiercę sobię dziurę w brzuchu ołówkiem. Chyba zbyt szybko, zbyt pochopnie i zbyt gwałtownie ubieramy niebo w bezchmurność. W złym momencie zakładamy na siebie bewstydność i porzucamy cały ten bajzel. Rozrzucamy wokół siebie płatki śniegu a potem narzekamy, że nie mamy jak iść.
|