Dzień za dniem. Zbiór niepowodzeń, szereg żali. Dziś wstydzimy się siebie wzajemnie, nie jesteśmy spojrzeć we własne oczy. Uprzednio, o Boże, chyba wieki temu, spędzaliśmy tak niemalże cały dzień. Bylismy wszystkim co było nam potrzebne. Co stało się z nami dzisiaj ? Jak to możliwe, że tak porozrzucaliśmy te przeklęte puzzle?
Byliśmy naszym porankiem i wieczorem. Pływaliśmy w kawie podawanej do śniadania, lataliśmy w powietrzu jak kawa do kąpieli. Pasowalismy i chcieliśmy pasować. Czekaliśmy na siebie całymi długimi godzinami. Byliśmy dźwiękiem budzika, kiedy otwieraliśmy oczy obok siebie. Byliśmy pierwszym powiewem wiatru po otwarciu okien.
Teraz jesteśmy obcymi ludźmi pośrodku zatłoczonej ulicy.
|