Czemu tak zachłannie jeszcze do niedawna pragnęłam wracać do przeszłości, skoro to właśnie tam znajdował się główny powód, który sprawiał, że czułam się bezsilna ? Niby wiem dlaczego... Bo tam, kilka miesięcy temu gościł szczery uśmiech, zdecydowany uśmiech, który nie opuszczał mnie nawet o szóstej czterdzieści rano, kiedy to opuszczałam ciepłe łóżko i człapałam się do kuchni dla zrobienia ciepłej herbaty i zawitania w łazience przed lustrem. Nawet poniedziałek był wtedy dla mnie namiastką radości, którą potrafiłam sobie poprawić wygląd o kilka szczebli. Jeszcze jakiś czas temu była nadzieja. Kurczyła się z każdym dniem, ale wciąż istniała. Była wszędzie. W każdych, nawet najciemniejszych zakamarkach mojej duszy.. Tam gdzie dziś nie ma nic, prócz poszarpanych uczuć i pustki koloru... koloru jego oczu. laadyy
|