I kto by pomyslał? Codziennie od kilku miesięcy budziłam się z uśmiechem na ustach i także z nim zasypiałam, bo zawsze tak czule się żegnał i witał ze mną, nie ważne że przez gadu-gadu. Ważne że był. Że był mój, mój jeden jedyny. Mogłam na nic polegać, jechać mu tekstami, dokuczać, a on i tak nie dawał mi z tego satysfakcji bo zazwyczaj moje monologi zakańczał zabawnym : też cię kocham. I choć nie wiem jak strasznie mnie wkurzało to, że nie potrafi mi dać chwili na wkurzanie się na niego, tak bardzo go zawsze pragnęłam. Jego usta tak idealnie pasowały do moich, a jego zapach zwalał mnie z nóg i usypiał na tylnych siedzeniach samochodu. Wtedy tak czule mnie przytulał i całował w szyję. Gładził dłonią po moim policzku, szeptał do ucha, że kocha mnie najmocniej na świecie kończąc swoją wypowiedź długim pocałunkiem. A teraz? Wszystko zaczęło się po kolei sypać. Spotykaliśmy się raz na miesiąc, pisaliśmy raz na dwa dni. Na dodatek była to "oschła" wymiana zdań. [cz.1]/lubietwojzapach
|