Załopotał skrzydełkami, uderzając nimi o białe kosmyki włosów panny Neil. A jej już nie było. Właśnie łapała w dłonie, przywołany przed sekundą mały, gliniany kubeczek wypełniony zieloną herbatą. I już przystawiała go do warg i już wysączyła z niego kilka kropel płynu, wlepiając beznamiętny wzrok w jakiś marny punkt na ścianie. Cóż tam panna widzi? A nic. Fragment odpadającego fresku, gipsu, tynku, czy co tam to u licha jest! Nieważne. Ważne, że ta plamka przybrała nadzwyczaj ciekawy kształt. Ni to serce, ni to koniczyna, ni to słoń, ni to zwykły krzywy okrąg. Chociaż momentami skrawek ściany jest lepszym obiektem zaczepienia wzroku niż cokolwiek innego. Końcówki białej grzywki postanowiły napić się Neilowej herbaty. Cichaczem wsunęły się po obrzeżu kubka i najzwyczajniej w świecie zaczęły pływać po zielonkawej cieczy. Jak to tak można? Bezczelne. Dmuchnęła w grzywę, unosząc jej wierzch do góry, reszta pozostała w naczyniu.
|