Siedzieli na wprost siebie. Drewniany stół dzielił ich swym blatem i czterema nogami. Na stole dwie szklanki, świeca migająca płomieniem po ich twarzach. Na ścianach wisiały kolorowe plakaty. Barwna wizja artysty o barwnych snach. Nie mówili nic. Patrzyli tylko – prosto w oczy, jakby w nadziei, że te spojrzenia powiedzą wszystko. Ale nie powiedziały.
- Nie umiem czytać w myślach – rzuciła ze smutkiem.
- Ja także tego nie potrafię – odparł tym samym tonem.
Muzyka brzmiała im w uszach. Siedzieli na wprost siebie, drewniany stół ich dzielił, a oni milczeli nadal i wciąż.
Szli przed siebie rozmawiając o niczym. Nagle odwróciła się na pięcie i pobiegła przed siebie. Dogonił ją, chwycił za rękaw płaszcza, zatrzymał. Patrzył pytająco śledząc wzrokiem łzy toczące się po jej policzkach.
Nie wyjaśniła mu nic.
Była zła. Poleciało wiele niepotrzebnych słów. Chciała je wymazać, ale w piórniku od dawna nie ma już gumki-myszki
|