i gdy tak siedziała na tym parapecie, z tym pieprzonym kawałkiem ciastka jarając się tym że pada deszcz, nagle zobaczyła jego. całkowicie przemoczonego, w cudownej bluzie w paski, wpatrującego się w jej okno. potem zobaczyła ten cudowny uśmiech... i herbacianą różę. i w tym momencie miała w dupie deszcz i burzę. wybiegła na bosaka na dwór, w rozciągniętym dresie, byle jak spiętych włosach i biegła. wpadła w jego ramiona a ich usta połączyły się w jedno. tak, była szczęśliwa. //anthoony
|