niedzielne popołudnie. cudna pogoda , wymarzona od tylu miesięcy. trzeba było wyjść w końcu z domu. , pola , łąki ... tak. to kochała najbardziej. miała akurat sentymentalny humor , więc postanowiła iść w ICH miejsce. kiedy tak szła polną ścieżką w górę , do lasu , zaczęły przypominać się chwile z Nim spedzone. pocałunki , pseudo oświadczyny ze źdźbłem trawy , uśmiechy , spojrzenia .. szła i coraz bardziej wciągał ją wir melancholijnych refleksji. gdy tak dreptała pełna zatrzymanych w pół twarzy łez jej smutne oczy ujrzały Go. tak. szedł tą ścieżką , którą parę miesięcy temu jeszcze nazywali swoją. szedł z Nią. beztrosko wymachiwali splecionymi dłońmi. rozmawiali. widać było , że jest im ze sobą dobrze. nie chciała uciekać. chciała spojrzeć w jego szczęśliwe oczy. chciała by zobaczył , jak bardzo ją zranił. a on.? przeszedł obok i rzucił tylko przelotny uśmieszek. i wtedy postanowiła , że już nigdy więcej się nie zakocha. nigdy więcej miłości. NIGDY.
|