Siedziałam na tym kamieniu, morka, zmarznięta. Wokoło pełno wody i było tylko słychać żaby. Ich rechot. Łzy same napływały mi do oczu. Nie chciałam o tym myśleć ale nie mogłabym się powstrzymać. Czarny tusz spływał mi po twarzy. Nie patrzyłam w tamtą stronę, jednak słyszałam kroki. Tak cholernie chciałam żeby to był on, ale bałam się spojrzeć mu w oczy. Poczułam dotyk. To nie byłeś Ty to była moje pocieszycielka. Dziękuje Ci !
|