kolejny melanż. kolejne nachalne panienki. kolejni goście z wypchanymi portfelami. tak zapowiadał się tamten weekend. ubrana jak zawsze weszłam do klubu rozglądając się za resztą grupy. najwidoczniej nikt jeszcze nie dotarł. skoczyłam do łazienki kończąc już poprawiać makijaż. połączyłam się z kumpelą kiedy do toalety weszła ona. ta sama, identyczna, pusta szmata, która tak niedawno zabrała mi Jego, która dupą odebrała mi szczęście. wymiana groźnych spojrzeń i jej ręka na moim ramieniu. ona - już nawalona, ja - nie zdążyłam. hasz buzujący w jej głowie nie pozwolił mi na jakąkolwiek obronę. była silniejsza, ja byłam - ale bez szans. silne uderzenie z jej ręki, upadek na chłód kryształowych płytek i ten cholerny ból. kolejny raz cierpiałam . kolejny raz przez nią. kolejny raz dla niego. / yezoo
|