Wracałam z kościoła. Byłam już niedaleko dworca. Na zakręciw nie było nic widac. Miałam słuchawki w uszach. Idąc, popatrzyłam w niebo i przypomniałam sobie czas, gdy go poznałam, właśnie w maju. Nagle pojawił się On. Wyjechał tuż zza zakrętu . Gdy mnie zobaczył uśmiechnął się i zatarasował mi drogę rowerem. Też się uśmiechnęłam, ominęłam Go i poszłam dalej. Rozmawiał przez telefon. Ręce drżą mi jakbym miała parkinsona. Do tej pory jestem roztrzęsiona. Idąc dalej przed siebie, cały czas obracałam się do tyłu z nadzieją, że może jedzie do mnie, spowrotem w moją stronę.
|