Klęczę na pisaku
pochylona
ona pochylona nade mną
miłosiernym cieniem
troskliwym
patrzę-kocham
mówię-kocham
myślę- miłość nie umiera.
Tamten ranek
mokre włosy, chłód apteki
czy ja umarłam skoro czułam?
chciałam coś objąć
w pustej przestrzeni
zastygły ramiona przerażeniem.
Ból do serca przytuliłam
a potem
złożyłam na piasku
oddałam morzu
by miłość mi za to zwróciło
tę żywą i mnie
w cieniu olchy-
ja pochylona i ona nade mną...
szeptało morze-miłość nie umiera...
|