wychodzę z domu i spoglądam w niebo. błękitne, bez żadnego małego obłoczku. z grymasem na twarzy zakładam kaptur na głowę i ruszam w stronę szkoły. w słuchawkach leci rock, a ja podśpiewując cicho wchodzę do sklepu. biorę do ręki puszkę burn i idę do kasy. płacę i wychodzę. dochodzę do szkoły, a tam co? Ty przy samym wejściu tulisz się z nią i całujesz po szyi. łzy momentalnie napływają do moich błękitnych tęczówek, a ręce zaczynają się straszliwie trząść. otwieram swój napój i ruszam ku wejściu ze spuszczoną głową. wtedy kumpel obejmuję mnie za ramię i z wściekłością w oczach mówi do was - spierdalajcie, chcemy wejść. w Twoich oczach pojawiają się te ogniki, które oznaczają wkurzenie. uśmiecham się wrednie i przytulona do najlepszego człowieka na świecie pokonuję cały ten beznadziejny dzień. /malinkoholiczka
|