Oboje kochaliśmy muzykę. W nieskończoność mogliśmy szarpać struny gitary. Blues był w nas i udzielał się wszystkim. Nigdy nie osiągneliśmy perfekcji, ale ludzie słysząc nas zawsze przystawali zahipnotyzowani. Czułam, że dzięki nam pędzący wciąż tłum zwalnia chociaż na chwilę. Graliśmy melodie własnego życia. Pozwalały nam wyrwać się z szarej rzeczywistości, uwolnić dusze i rozwijać skrzydła. Kiedy Ciebie zabrakło, to muzyka pozwoliła mi przetrwać. I ciągle, jak kiedyś razem z Tobą, siadam na tej samej ławce w tym samym parku i zatracam się. Wtedy czuję Twoją obecność i wierzę, że jeszcze nie raz, wspólnie, poskładamy rozsypane nuty w jedną całość...
|