I tak trwałam w tym gównie z toksycznym koluniem.Radzili mi rzuć to w pizdu, mówiłam nie umiem Dręczyli się z moim bólem wszyscy bliscy wokół.Ale gdy byłam przy nim osiągałam święty spokój.W natłoku myśli zastanawiałam się często.Czy ta toksyczność mnie zniszczy czy osiągniemy zwycięstwo.I gdy już się wydawało, że jesteśmy prawie w domu.On znowu swoim pierdoleniem wpędzał mnie do grobu.Jak ziomuś się skończyły nasze wspólne wojaże.Nie czaję, ale zdaje się, że nie pod ołtarzem.Już nas nie spotykasz razem ani osobno.Zniknęliśmy, przepadliśmy jak kamień w wodę podobno.
|