Na każdej dyskotece musi lecieć wolna piosenka. Dla mnie to jest zawsze chwila wytchnienia po zabawie, gdy mogę sobie usiąść na parapecie i chillować. Właśnie zmierzałam w kierunku jakiegoś wolnego miejsca, ciągnąc za sobą przyjaciółkę. Nagle znajomy złapał mnie za ręce, zanim zdążyłam się oprzeć. - Nie, proszę Cię. Jestem zmęczona - rzuciłam w jego kierunku. - Chodź, chodź, nie marudź. Ten jeden raz już zatańczysz. - Nie dawał za wygraną i wyciągnął mnie na parkiet. Położyłam mu ręce na ramionach i zaczęliśmy kołysać się w rytm muzyki, nieustannie rozmawiając. Kilka sekund później poczułam gdzieś w pobliżu znajome perfumy - jego perfumy. Słodka woń którą od razu rozpoznam. Podszedł do nas, złapał mnie za ręce. - Sorry stary, ale odbijany. Od razu na moją twarz napłynął uśmiech, i delikatnie opierając podbródek o jego ramię. Czułam się szczęśliwa, cholernie szczęśliwa, gdy jego dłonie powoli zjechały po moim kręgosłupie powodując dreszcze na całym ciele.
|