wraz z wejściem po szkole do domu, kończę ten chory epizod. zrzucam obcisłą koszulę, dżinsy, baleriny, zamieniając to wszystko na luźny dres i nieskazitelnie białe skarpetki, które do wieczora staną się czarnymi. rozpinam srebrny łańcuszek, a po chwili moją szyję zdobi gotycki krzyż na rzemyku. włączam muzykę, a bit płynący z głośników obija się tak cudownie o ściany. przestaję udawać, zgrywać tą delikatną, niewinną istotkę. staję się sobą i z cwaniackim błyskiem w oku wybucham śmiechem przypominając sobie minę kolesia, który przejął się moimi udawanymi łzami.
|