nienawidzę tych swoich dziwnych przemyśleń. nienawidzę tej melancholii, która im towarzyszy. zazdroszczę. tak im cholernie zazdroszczę... na szczęście nie jestem na tyle popieprzona, żeby była to zazdrość na pograniczu z zawiścią. albo w ogóle stuprocentowa zawiść. dlaczego nie potrafię się cieszyć tym co mam? przecież mam wiele. ciągle mi mało. ciągle wydaje mi się, że wszyscy żyją o wiele lepiej ode mnie. miłość - niby obiecałam sobie żadnych związków, zaangażowania, tylko zabawa. ale jak widać ja tak nie umiem. przyjaźń - niby jest, ale nie tak jakbym chciała, żeby było, albo jak powinno być. szkoła - oceny mam wręcz zajebiste, podobno. jednak dla mnie to mało, wydaje mi się, że stać mnie na więcej. pewnie mi się tylko wydaje. rodzina - cóż, dużo się zmieniło - na lepsze, ale... ciągle brak mi jednego. jeszcze przed 3 tygodniami czułam, że moje życie jest bliskie ideału. wystarczyła jedna rzecz, żeby to zmienić. nie chcę powtórki sprzed roku. wątpię, żebym dała radę ...
|