|
Nie do końca jeszcze rozgryzłam życie
Nie wsłuchałam się dostatecznie w serca mego bicie
Nie czułam promieni słońca na mej skórze
Nie łapałam wiatru jęczącego w dziurze
Nie czułam miękkiego mchu pod stopami
Nie zrywałam kwiatów pełnymi garściami
Nie smakowałam kropel deszczu cieknących po ustach
Nie błądziłam palcami po pistoletów spustach
Nie trzymałam w ręce zakrwawionego noża
Nie wzleciałam z ptakami nigdy w przestworza
Nie kochałam nikogo tak jak Ciebie mocno
Nie ujawniałam swych uczuć, bo i po co
Nie mówię, że nie chciałam sobie życia odbierać
Ale jednak...
Nie każ mi teraz umierać...
|
|
|
Pozwól mi odejść...
Oddaj, co skradłeś, przywróć mi serce,
Pozwól mi odejść, proszę...
Wiem, że nie kochasz, nie rań go więcej,
Już dłużej tego nie zniosę...
Zamknięta w klatce trwam w beznadziei,
Łza po policzku spływa...
Bez Ciebie, bez serca i żadnej nadziei,
Na nowo siebie odkrywam...
Mocno kochałam i kocham nadal,
Chociaż już nic nie zmienię...
Wszystko straciłam, Ty mnie zdradziłeś,
Pragnę opuścić tę Ziemię...
Skulona w kącie, cierpiąca mękę,
Znowu pustka niemiła...
Przyjdź do mnie, proszę, i podaj rękę,
Bym znowu była szczęśliwa...
|
|
|
Tnie swe ręce...
Sznyta jedna, za drugą...
Po ręce krew spływa ciemnoczerwoną strugą...,
która tworzy kałużę, na podłogę kapiąc...
Ona nadal to robi...
Na blizny nie bacząc!
Mówi, że blizny to jedyne co jej zostało,
że będzie się ciąć, chociaż by jeszcze bardziej bolało!
Jej zdnaniem to najlepszy sposób, by z życiem sobie poradzić...
By całe cierpienie i ból w sobie zgładzić.
Patrząc na gorzką krew zmieszaną ze słonymi łzami,
widać jej krótkie życie, splamione problemami...
Bardzo chcę jej pomóc, lecz nie wiem jak zrobić to...
Nie wiem jak wytłumaczyć, że kiedyś przeminie zło..
|
|
|
Miłość jest piękna,
gdy kochać się umie,
gdy jedno serce,
drugie rozumie.
Miłość ludzka jest wierna i szczera
choć się starzejemy,
ona nigdy nie umiera
Miłość jest piękna,
kiedy wiecznie trwa,
gdy się kogoś kocha
tak jak ciebie ja
|
|
|
Dlaczego moje marzenia,
Nigdy się nie spełniają?
Choć bardzo się staram,
W proch się rozwalają.
Czuje się taka mała,
W całym, wielkim świecie.
Wybaczcie że jestem taka,
Jakiej wy nie chcecie.
Do niczego się nie nadaje,
Przecież i tak wszystko rujnuje,
Czemu stoję w miejscu?
Przecież tak próbuje…
Przepraszam za moje kłamstwa,
Za moje gorzkie słowa,
Postaram się być lepsza,
I zacząć od nowa…
|
|
|
Czasami zamknięta w czterech ścianach,
Siedzę pogrążona w marzeniach,
Tysiące Twych oczu spogląda na mnie,
Choć tak naprawdę Cię nie ma.
Nie będziesz nawet wspomnieniem,
Jedynie fantazją młodości,
Skarbem niedoścignionym,
Niespełnieniem miłości.
Po rozczarowaniu i bólu,
Ty jesteś moim lekarzem.
Po nieprzespanych nocach,
Nad ranem snów malarzem.
Jesteś jak gwiazdka z nieba,
Nieosiągalny dla zwykłej dziewczyny,
Czemu liczy się kasa?
Dlaczego nie liczą czyny?
Mam dosyć bycia na chwilę,
Nie chcę być zabawką w ich dłoniach,
A Twoja nigdy nie będę,
Taka jest życia ironia…
|
|
|
Ona
W miłość od wieków zapatrzona
On
Pusty w środku jak dzwon
Tak różni od siebie…
Uczucie
Leciutkie serca ukłucie
Złączyło
Dwa małe światy w jeden zamieniło
A potem śmierć…
Bo jak inaczej nazwać to rozstanie
Gdy tylko dla niej to było kochanie?
On
Zniszczył miłości plon
Zdradził
Choć tego samego dnia jej dłoń jeszcze gładził…
I jak tu wierzyć w miłość?
|
|
|
Pokochałeś mnie przypadkiem,
Nie myślałeś czy to złe.
Ty już dawno zapomniałeś,
A ja ciągle kocham Cię.
Wciąż na przekór sobie robie,
Nie odzywam się bo po co?
Lecz gdy księżyc jasno świeci,
Myślę wciąż o Tobie nocą.
Pokochałeś mnie przypadkiem,
Ten przypadek złączył nas,
Szkoda tylko, że to wszystko,
Musiał kiedyś zniszczyć czas…
|
|
|
Szare, zwykłe odbicie
Myślę co tu robię
„Do dupy z tym życiem!”
To krzyczeć potrafię,
To daje mi sens.
Jestem zwykłą wariatką
Ale ja tak chcę.
Już nie widzę sensu
Odpływa razem z krwią
Tylko jedna osoba jest podporą mą…
Widzę czerwone strugi
Lecą po moich rękach…
W mej głowie jedna myśl
„Czy skończy się ta udręka?”
Czuję większy ból,
Na rękach i ten w środku…
Ten w środku bo zdałam sobie sprawę,
On już nie powie do mnie „kotku”…
Już zawszę byłabym sama…
Czy zrobiłam coś złego?
Ja tylko chciałam skrócić
Czas cierpienia mego…
Czy kiedyś to się skończy?
Mam nadzieję, że tak
Że wiatr me prochy rozrzuci
Jak nasiona mak.
Powoli tracę świadomość…
Nie widzę światła już.
Oczy się zamykają
Me myśli pokrywa kurz…
Słyszę chrobot zamka
Znów przyszedł ratunek
Dlaczego to robię?
Odpowiedzieć nie umiem…
|
|
|
Strugi deszczu zmazują me łzy,
Gorąca krew spływa po dłoni,
A oczy za Tobą płaczą,
Choć miały łez nie ronić...
Od Ciebie o krok, choć mil tysiące,
Czarne serca płacze,
Choć innym świeci slońce.
Czarne płatki róż,
otarły krwawe ślady,
A serce dalej szlocha,
Tworząc z łez kaskady...
Mój aniele z góry,
Zabierz mnie ze sobą...
Jeśli mam być szczęśliwa,
To tylko z Twoją osobą...
Miałam Cię ocali,
Na próżno słowa rzuciłam...
Śmierci CIę oddałam...
I... Na zawsze straciłam...
|
|
|
Stoisz dwa kroki dalej,
Tak cudnie w okno wpatrzony,
Mimo, że jesteś tak blisko,
Mijają sie życia wagony.
Nie spotykam już Twoich oczu,
Choć nie raz iskierki widziałam,
W samotność wciąż otulony...
Takiego Cię pokochałam.
Twe myśli są zawsze koło niej,
Choć inna wciąż mysli o Tobie...
Twój zapach rozbudza jej zmysły,
A palcem o kurtkę Twą skrobie...
I czekam na jakiś Twój ruch,
Czekając wciąż w wiecznej udręce,
Cicho... Coś stłukło się właśnie...
A nie... To tylko me serce...
|
|
|
Spoglądam w Twoje źrenice,
Zgadując co z nich wyczytam,
Twe smutki i zmartwienia,
W swe palce dumnie chwytam.
Widzę trzęsącą się dłoń,
Tą moją, tak kruchą...
Przełykam głośno ślinę,
Bo w gardle jakoś sucho...
Stąpam za Tobą powoli,
Śledząc każdy twój ruch,
Właśnie zapinasz swą kurtkę,
Otulasz się w miękki jej puch...
I wzywam me anioły,
Choć przecież wiarę straciłam,
Bym mogła poczuć Twój zapach,
Bym ja Twym okryciem była...
I nagle nastała ulewa,
Nie... Nie zobaczysz jej Ty.
Twe ciało suche zostanie,
Bo krople to moje łzy
|
|
|
|