"Na początku miłości trzeba chodzić bardzo ostrożnie, dopiero później można się puścić pędem przez pola prosto w objęcia ukochanego, kiedy ma się pewność, że nas nie wyśmieje, jeśli się potkniemy." ♥
-i wiesz co czuje.?- zapytał robiąc smutną miną. spuścił głowę w dół.-chcesz mi coś powiedzieć.?- zapytałam zdenerwowana. skinął głową.-źle się czuje jak cie nie ma.-powiedział tonem małego dziecka. wypuściłam powietrze.-oszalałeś.! zawału bym dostała. -tak oszalałem, ale na twoim punkcie.
-jaki był najlepszy dzień twojego życia.?-zapytał. nabierając na łyżeczkę porcje szarlotki. zastanowiłam się. -dzień...hm.-spojrzałam na niego. uśmiechnął się jedząc. -jak przyniosłeś mi to wielkie drzewo. pamiętasz? -na raz zaczęliśmy się śmiać. -postawiłeś je koło mnie. pocałowałeś i po raz pierwszy powiedziałeś, że mnie kochasz...
z goryczą spostrzegłam, że rozmawia z dziewczyną. (pewnie kolejna koleżanka) dobra to ja nie będę przeszkadzać pomyślałam. po kilku sekundach nie wytrzymałam. podeszłam do nich. spoglądając na niego. -no wreszcie czekaliśmy na ciebie.-przerwał. dał mi wielkiego buziaka. i kontynuował.- a oto jedyna miłość mojego życia. -przedstawił mnie. swojej koleżance. o którą momentalnie przestałam być zazdrosna.
zapatrzyłam się w okno. z zamyślenia wyrwał mnie on. podał mi kubek z herbatą.-gorąca. -powiedział. usiadł obok i przytulił mnie do siebie. mój kolega usadowił się na przeciwko. -ty.! przestaniesz do cholery o nim myśleć przecież masz go obok!- wykrzyczał wkurzony. uśmiechnęłam się pod nosem. -nigdy.-odpowiedziałam.