|
tamten dzień to jakiś dramat, nie miałam tego w planach. w sumie męczę się, mam dość, lecz czuję, że to kara za te puste obietnice i setki daremnych starań.
|
|
|
ten świat nie miał się zawalić, a jednak wziął pierdolnął, nie ma co owijać wiesz, nie mów, że tak nie wolno.
|
|
|
pewnie, że chciałabym przyjść do ciebie albo żebyś ty przyszedł. chcę nic nie mówić, chcę słuchać. chcę choć na chwilę pozbyć się tego wielkiego niepokoju, który jest gorszy, niż choroba, który jest chorobą. nikt nie wie nawet, czemu mi źle. nawet czy będzie lepiej. jeśli znów nie będziesz pisał, pewnie umrę, bo nie można tak ciągle czekać. chociaż bardziej, niż śmierci, zawsze bałam się,
że kiedyś może cię zabraknąć. a teraz cię nie ma.
|
|
|
ej się kurwa zastanawiam, jak posprzątać ten bałagan, który w sercu pozostawia, nic się samo nie naprawia. nie mogę się pozbierać, każdy dzień jest pierdoloną męką, proszę, powiedz mi gdzie jesteś Boże i co we mnie pękło...? czemu tak, a nie inaczej i co będzie dalej? nurtują mnie te pytania, odpowiedzi nie ma wcale.
|
|
|
ej kobitko, proszę, nie bądź taka smutna, obiecuje - zapomnisz o mnie do jutra. to, co piękne - już minęło, to co złe - się zakończyło, życie zabiło tą miłość. noc łka po cichu, tak jest tu, miejsce w łóżku puste, ale ciepłe od twojego snu. milczenie, które tak dużo mówiło, nic już nam nie powie, ja i ty - spóźnieni kochankowie. na twojej buzi łzy, jak na niebie krople gwiazd, nie zatrzymasz tego, zły wiatr wieje nam w twarz. wilgotnych oczu blask tego nie zmienia, pocałunkami nie zmusisz mnie do milczenia. wiem, ta melodia zabija serca, zobaczysz - zapomnisz, czas to morderca. mój obraz w twoich oczach powoli blaknie, puls słabnie, krew krzepnie, nie pasuje do twojego świata, nie mogę być już tu. wszystko już skończone jest między nami, nie wymuszaj miłości, nie szantażuj łzami. zapomnij o mnie, nie ma mnie od teraz, to rzeczywistość ten przymus wywiera. wykasuj mój telefon - to proste jest, widzisz? wczoraj mnie kochałaś, dziś mnie znienawidzisz.
|
|
|
nie rozumiem, wytłumacz - czemu jesteś tak chłodna? jak mam z tobą rozmawiać, jak odbić się od dna? no powiedz coś, chwyć tą złość, rzuć nią we mnie, znów milczysz, już przestań, nie można tak codziennie. podejdź, przytul się, jeszcze przyjdzie czas na rozpacz, to twoje łzy znów, popatrz, drżą w moich oczach. zgubiłaś się, wiem, ale już dłużej nie odpychaj, już dobrze, spokojnie, nie płacz, wolniej oddychaj. podaj mi dłoń, o tak, ściśnij jeszcze mocniej, poczuj się pewnie skarbie, a może coś dotrze. strzepnij te łzy, uśmiechnij się, proszę - juz przestań, przecież wiesz dobrze, tutaj jesteś bezpieczna.
|
|
|
przytuli cię i zamknie się, gdy będziesz chciał ciszę, nie powie ci tego, jak jest, tylko to, co chcesz usłyszeć. wie, że prędzej czy później ją poznasz, wie to ale... mimo tego nie chce iść środkiem, woli iść krajem. a gdy odnajdziesz prawdę, której nie było w planach, powie: "daj mi jeszcze jedna szanse nie będę już kłamać". nic z tego nie będzie, wiesz, jeśli się nie postarasz, nie wierzę ci na słowo, że serce w to wkładasz. nie mów mi więcej, proszę, że pojąć nie umiem, że to nie tak i że to ja znowu nie rozumiem. czy ma to sens w ogóle? znów się zastanawiam.
|
|
|
może życie bez przeszkód byłoby zupełnie nudne, chciałbym ułożyć wszystko sam, jednak nie umiem. nie rozumiem, czemu mogę mieć tylko nadzieję, chcę godnie żyć, dobrze żyć, to aż tak wiele. chcę zdrowia, szczęścia, hajsu, miłości, rodziny i przyjemności, a w przyjemności grzeszymy. słowa proste jak drut, piję, kładę flotę na stół, nie będę cię przepraszał, bo pewnie zrobię to znów.
|
|
|
ten moment, gdy na mnie patrzysz i nie wiesz nawet, jak wiele dla mnie znaczysz.
|
|
|
twoje imię wystukuje mego serca bicie, bije najmocniej wtedy, kiedy widzi cię.
|
|
|
na moje zmysły ty działasz jak narkotyk, kocham twoje oczy, twój zapach, twój dotyk.
|
|
|
twoja kobieta, której dałeś serce, do końca życia może być twoim szczęściem.
|
|
|
|