|
definicjamiloscii.moblo.pl
beztrosko siedziała na parapecie wypijając ostatnie łyki kakao aż nagle rozbrzmiał dźwięk przychodzącego połączenia. nawet nie patrząc na ekran odebrała. tęsknię.
|
|
|
beztrosko siedziała na parapecie wypijając ostatnie łyki kakao, aż nagle rozbrzmiał dźwięk przychodzącego połączenia. nawet nie patrząc na ekran, odebrała. - tęsknię. - usłyszała Jego cudowny, aksamitny głos. nie wierzyła. zadzwonił! i powiedział jedną z najbardziej absurdalnych rzeczy. nie odpowiedziała. rozłączyła się. dzwonił jeszcze kilka razy.. tym razem nie była w stanie nawet na słuchanie Jego oddechu. nie odbierała.
|
|
|
nie zdajesz sobie sprawy co straciłeś. pożałujesz tamtych decyzji. ogarną Cię wyrzuty sumienia za Jej złamane serce. będziesz cierpiał tak jak Ona. będziesz chciał wrócić, będziesz błagał Ją na kolanach o jeszcze jedną szansę. wszyscy zobaczą jaki jesteś na prawdę, zrzucisz maskę. noce spędzisz na wspominaniu Jej. pożałujesz, dupku. pożałujesz wszystkiego co zrobiłeś. i Jej, i wszystkim innym.
|
|
|
to, że znów bezkarnie pozwalam Ci trzymać mnie za rękę jest cholernie absurdalne. na tyle bardzo, iż odbieram wrażenie, że nie dzieje się na prawdę.
|
|
|
uwielbiałam te momenty kiedy leżeliśmy na moim łóżku nie mówiąc nic. gdzieś w oddali było słychać ciche tykanie zegara. uchem przylgniętym do Twojej piersi wsłuchiwałam się w przyśpieszone bicie Twojego serca. na włosach czułam Twój oddech. jedną ręką delikatnie łaskotałeś moje plecy. zdecydowanie, to chwile, które najbardziej utkną mi w pamięci.
|
|
|
czemu się dziwisz, że nie okazuję swoich uczuć? mam przemówić jakimikolwiek emocjami tym totalnie zniszczonym mięśniem? próbowałam. na prawdę. ale się nie da. pomóż mi. odbuduj moje serce po tym jak je wykończyłeś. naucz go wszystkiego od podstaw. przekonaj, że jednak warto Cię kochać.
|
|
|
stanę na poręczy mostu. masz kilka sekund, żeby nauczyć mnie latać. jeżeli oczywiście chcesz, żebym funkcjonowała na tym samym świecie co Ty. wierzę w Ciebie, kochanie. wierzę, że dasz radę. nauczysz mnie.
|
|
|
my, śpiew ptaków, szum wody. rozmawialiśmy normalnie. spokojnie. co w szkole, o postępach w dążeniu do celów. nagle wybuchł. - jak mogłaś! nienawidzę Cię za to! - wykrzyknął uderzając mnie w twarz. odrzuciło mnie do tyłu. straciłam równowagę. upadłam głową na asfalt. o boże, bolało cholernie. przejechałam dłonią po włosach. krew. dużo krwi. traciłam kontakt z rzeczywistością. on, ten, który mnie kochał nad życie, był w stanie zrobić mi coś takiego? do dziś nie pojmuję co nim kierowało. wiem tylko tyle, że to co do mnie czuł, było prawdziwe. miłość jest dziwna.
|
|
|
zabronisz burzy grzmotów? deszczu kropel? słońcu promieni? nie. tak samo jak mi nie zabronisz tęsknić. mam do tego pełne prawo. tak samo jak do desperackich czynów z nią związanych.
|
|
|
- co chcesz dostać na gwiazdkę? - hm, coś do jarania. - mam Ci kupić szlugi? - nie palę. - więc? - może po prostu daj mi siebie?
|
|
|
podniosła się. i zaczęła biec dalej, przed siebie. nie poszła na łatwiznę. nie odebrała sobie życia. - personne.
|
|
|
uduś mnie w swoich ramionach.
|
|
|
napraw moje serce. napraw to, co zepsułeś, kretynie.
|
|
|
|