 |
definicjamiloscii.moblo.pl
nienawidzę oddychać. nienawidzę tego jak ludzie są od tej czynności zupełnie uzależnieni i jak jest im potrzebna do przeżycia. nienawidzę wciągać tego cholernego pow
|
|
 |
nienawidzę oddychać. nienawidzę tego, jak ludzie są od tej czynności, zupełnie uzależnieni i jak jest im potrzebna do przeżycia. nienawidzę wciągać tego cholernego powietrza do płuc, co mimowolnie rozrywa mi klatkę piersiową. każdy wdech boli. w powietrzu już nie unosi się Twój zapach. ta mieszanka bezapelacyjnie przestała być dla mnie odpowiednią.
|
|
 |
klaser to miejsce na znaczki. album na zdjęcia pokazuje nam stare, niekiedy wyblakłe już, fotografie. a moje serce? to ten organ, w którym z nieskazitelną perfekcją poukładane są Jego oddechy.
|
|
 |
przyglądam się dzieciakom z pierwszych klas podstawówki. internet, gry, gry, internet, gry, telewizja, internet. z dumą wspominam każde lepienie bałwana, czy chociażby ambitne zabawy lalkami, które miały basen w umywalce, a gatunek poszerzały wraz z kenem pod chusteczką higieniczną. nawet okładanie pięściami kolegi, czy koleżanki jest dla mnie powodem do uśmiechu. ja przynajmniej to pamiętam. wciąż mogę unaocznić dzień, w którym mama została wezwana do szkoły, bo rozwaliłam znajomemu nos, a śmiem twierdzić, że dzisiejsze pokolenie tych dzieciaków w przyszłości na pytanie o dzieciństwo - jedynie się zająknie.
|
|
 |
wróciłam do Niego. wybaczyłam każdy z czynów, którego się dokonał, jednak nigdy nie zapomniałam. i bolało kiedy stałam twarzą w twarz z miłością mojego życia, a 'kocham Cię' które wypowiadał przez pryzmat czasu odbierałam jako obelgę.
|
|
 |
patrzę na Niego. na to, jak przeżuwa kolejną gumę w pastylkach. na to, jak klepie tyłek przechodzącej dziewczyny. na to, jak perfidnie uśmiecha się, widząc, że wzbudził jej zainteresowanie. wpatruję się w Niego z niedowierzaniem. mimo starań nie potrafię dostrzec w tym nieczułym draniu, delikatnego, kochanego faceta, jakim kiedyś był.
|
|
 |
kolejno miałam poustawiane na półce przyprawy - szczęście, miłość, radość, uśmiech. zupełnie przypadkiem termin ważności wypadł w tym samym dniu, kiedy On odszedł. zbiegiem okoliczności, w zawsze dobrze zaopatrzonym całodobowym mieli jedynie tą, obrzydliwą przyprawę: cierpienie. kupiłam. musiałam doprawić moją zupę, zwaną życiem.
|
|
 |
brakuje mi wspólnych, letnich poranków, kubełka lodów pistacjowych, nóg w chłodnej jeszcze wodzie i Ciebie u boku. tęsknię za tamtym beztroskim śmiechem. chwilami, w których czułam się tak wolna. mogłam mówić wszystko, co tylko przyszło mi na myśl, parskać śmiechem bez obawy wyśmiania. cholernie teraz potrzebuję tamtego wszystkiego. przeraźliwie mocno przydałaby mi się szczypta szczęścia, którą doprawiałeś tak perfekcyjnie moje życie.
|
|
 |
to nie Twoja gra. wycofaj pionki.
|
|
 |
przytuliłam się mocno do Jego piersi, zatapiając dłoń w krótkich włosach posklejanych toną żelu. - już nie odejdę. nie odejdę... nie odejdę... - szeptałam uspokajając zarówno jego, jak i samą siebie. wciąż łkał w moje drobne ramie, zaciskając równocześnie dłonie na wysokości mojej talii. - odejdź. tak jak wcześniej, po prostu. musisz odejść. wiesz jaki jestem. jak Cię zranię. nie możesz być ze mną. lubię zmiany. lubię mieć ciągle inną dziewczynę. inną zabawkę. to nie jest Twoja sprawa, nie musisz brać w tym udziału. - mówił załamanym tonem. odsunęłam się na metr, wymuszając spojrzenie w oczy. nienawidził tego, jednak nie stawiał zbędnych oporów. - nie chcę być Twoją dziewczyną. chcę być jedynie tą, w której za każdym razem znajdziesz oparcie. tą, która pomoże Ci wyjścia z każdego bagna w które się wpakowałeś. - oświadczałam mocnym tonem, dając mu do zrozumienia, że jestem nieugięta. przyciągnął mnie mocno do siebie. - aniele... - usłyszałam, ledwo dosłyszalny jęk.
|
|
 |
przechodzę niby obojętnie, delikatnie muskając ramieniem Jego tors. wiem, że to już nie kwestia moich pokus, a tego jak blisko się przysunął, zagradzając mi przejście. nie patrzę na Niego, powstrzymując tym samym łzy. nie potrafię unieść głowy z obawy przed tymi zaćpanymi oczami, wykończonym ciałem. słyszę uwagi na temat swojego tyłka, jednak puszczam je mimo uszu. są nieistotne. poddał się - tylko tyle myślę w tej chwili. ja go zostawiłam, spełniając tym samym jego prośbę, a on od tak złożył broń. przegrał.
|
|
 |
powiedz mi. patrzyłeś kiedyś na wnętrze?
|
|
 |
jeśli nie chcesz, żeby prawił żarty na temat Twojego ciała, tudzież biustu lub tyłka - chodź bokiem, z nadzieją, że nie przyczepi się do małego garbka na nosie.
|
|
|
|