|
cariad.moblo.pl
i nawet niebo obficie płakało deszczem nad moim złamanym sercem tworząc ogromną kałuże w samym środku pustki która wypełnia moją duszę a cała miłość rozbita na mili
|
|
|
i nawet niebo obficie płakało deszczem nad moim złamanym sercem, tworząc ogromną kałuże w samym środku pustki, która wypełnia moją duszę, a cała miłość, rozbita na miliony małych fragmentów rozpłynęła się we wszystkie strony, rwący prąd porwał namiętność, rozniósł uczucia, w głębi łez utonęły emocje, siły, chęci. wiatr rozniósł myśli, rozwiał sny, marzenia, ideały. potargał mi włosy i całą nadzieję, która delikatnie głaskała moje drżące dłonie, zabrał wspomnienia łagodzące ból, za to rozsiał dookoła ziarna wątpliwości. podsycił żar nienawiści, zgasił ogień wrażliwości i gdzieś w samym środku tej pustyni zasypał piaskiem sens, którego teraz nieustannie szukam, pośród milczenia, ciszy i próżni, rozciągającej się pośród milowego obszaru. całkiem sama.
|
|
|
czuję się jednym, wielkim rozczarowaniem. patrzę w lustro i widzę kogoś, kim tak naprawdę nigdy nie chciałam się stać. jestem przesycona mrokiem, a dziura w mojej duszy powiększa się z dnia na dzień. nie ufam własnym słowom, gestom. gubię się myślach, a z każdą kolejną chwilą coraz mniej trzeźwo pojmuję rzeczywistość. zgubiłam sens i nie potrafię odnaleźć się w tej bladej, brudnej codzienności, gdzie słońce nie świeci już od dawna. patrzę na wszystko obłąkanym wzrokiem i miotam uczuciami, które wypełzają jak jadowite węże z zardzewiałej szpary w sercu, twardym, jak kamień, skradają się, by dopaść mnie i zniszczyć do końca. nie panuję nad emocjami, które wiją się w szarej mgle łez. nie mam sumienia, strachu, własnego zdania. i nie boję się o mnie, boję się samej siebie.
|
|
|
wiem, co ze mną będzie, więc nie mów, że sobie poradzę i że muszę.
|
|
|
wiem tylko tyle, że jestem w stanie czekać, ile będzie trzeba. będę czekać zawsze.
|
|
|
jestem zniszczona i wiem, że nie dam rady się już pozbierać.
|
|
|
zagryzam usta z całej siły i dławię się moim krzykiem. co teraz, co dalej. ból, który wygina moje ciało w morderczych jękach, szarpie strunami głosowymi, rozbija obraz przed oczami na drobne fragmenty rozpływające się w mgle łez. przecież wiem, że to też nie ma sensu, nic nie znaczy, nic nie zmieni. nie pomoże, jak wszystko.
|
|
|
i stałabym się kimś, kto nie będzie warty absolutnie nic. nie będzie czuł, a nowe serce zrobi sobie z kamienia. bo to które kiedyś biło dla Ciebie, poszłoby do grobu razem z naszą miłością.
|
|
|
położył mi palce na powieki, starł łzy i szepnął do ucha, że już dobrze. a ja brutalnie obudzona ze złego koszmaru nie mogłam przestać dusić się własnymi łzami szczęścia mieszanego z rozpaczą, bo nic już nie znaczę.
|
|
|
zanim powiesz cokolwiek pozwól mi stanąć w takiej odległości, byś nie musiał patrzyć na moje łzy i krew płynącą z rozbitego serca.
|
|
|
jesteśmy tak ze sobą zżyci, tak bardzo przesiąknięci sobą nawzajem.
|
|
|
i wiem, że zawsze będziesz zajmował w moim sercu to samo miejsce, choćby nie wiem, co się stało. gdziekolwiek będę i ile czasu minie. nic się nie zmieni, za bardzo się przyzwyczaiłam cię kochać najbardziej na świecie.
|
|
|
godzinami rozmawiam szczerze ze śmiercią i dłubię sobie nożem w zardzewiałym sercu, nie czując ani bólu, ani ulgi. otacza mnie mordercza bezsilność. brak uczuć. i nie mam sił, ani ochoty protestować. nie potrafię.
|
|
|
|