Idąc wesoło z palarni z koleżanką kłóciłam się z nią o to czy idziemy na pieprzony bufet. Mi się po prostu nie chciało, nie miałam zamiaru patrzeć na słitaśne obściskujące się pary, nie po tym co się stało, o nie. Jak udało mi się ją namówić by zostać na dole, chciałam podejść do moich ziomków, ale nagle szok. Utrata funkcji życiowych, nie mogłam oddychać, mówić no i serce przestało mi bić. Omijałam Cię tyle czasu, a tu nagle stoisz z moimi najlepszymi kumplami. Wtedy już nie było normalnie, ledwo co z siebie wydusiłam 'bufet'. Uciekłam stamtąd jak tchórz. To nie Twoja wina, Ty sobie nawet sprawy nie zdajesz, że takie uczucia we mnie wywołujesz.
|