przyjechałeś do mnie od razu po meczu. wszedłeś, wkurzony, dojadałam kanapkę z serkiem. - co jest? - mruknęłam, biorąc kolejnego gryza. rozłożyłeś ręce. - przegrali, kurde no. 4:0. - zaraz za tobą wszedł mój starszy brat. trochę mniej wściekły, ale całkiem. mój tata się zainteresował. -coś sobie słabą partie znalazłaś. nawet jednego gola nie strzelił.- uśmiechnął się do mnie. brat stanął w twojej obronie. - bo nie grał, złamany palec. jak grał to wygrywali.- nie powiem, tata wyglądał na zadowolonego. - wiedziałem, że krew z mojej krwi w byle kim się nie zakocha.
|