Był środek lata, wakacje. Nieustannie padał deszcz. Na jednej z ruchliwych dróg nie było żadnego przejeżdżającego kierowcy. Położyłam się na środku tej ulicy, cała zmoknięta, z rozpływającym makijażem i rozmazaną, intensywną szminką. Czerwona farba do włosów zabarwiła moją białą koszulkę. Tą, którą tak bardzo lubiłeś. Nie przejmowałam się tym. Nie przejmowałam się nawet łzami. Ale wiesz co mnie najbardziej obawiało? Ten mój uśmiech. Uśmiech w drugą stronę, a właściwie skurcz ust ukazujący smutek spowodowany myślą o Tobie. Smuciłam się myśląc, czemu tyle razy się to kończyło pomimo tego, że się kochaliśmy. Czemu związki idealnie dobrane się rozwalają, a te praktycznie niemożliwe trwają w nieznane...
|