Więc wyciągałam ręce. W prawo, w lewo, na północ
i na południe. Wyciągałam i wołałam: Świecie, świecie,
przecież wyciągam do Ciebie ręce, czemu nie drżysz?!
A świat milczał ostentacyjnie i kpiąco. Ręce mnie rozbolały.
A dziś? W co dziś wierzę? Czym dziś jestem?
nawet kiedy bardzo się staram,
nie potrafię od siebie uciec, nie potrafię być kimś innym.
Jedyne, czego jestem dziś w życiu pewna, to śmierć.
|