ona radzi sobie bez niego, bez żaru jego ciała. wieczorem zakłada ciepły sweter, robi sobie gorącą czekoladę, bierze koc i siada przy rozgrzanym kominku. ok, ciepło ma, ale co z czułym dotykiem delikatnych palców, spojrzeniem głębokich oczu, widokiem szczęśliwej i spokojnej twarzy i włosów opadających na czoło, które niedbale odrzucał do tyłu. co z uczuciem bezpieczeństwa, poświęcenia dla siebie, spełnienia, bezgranicznej radości, miłości na zabój i wszystkiego co od niego miała? tego nie dadzą jej ani kominek ani nic innego czym się stara zadowolić. sama dobrze wie, że znów go potrzebuje, ale nie chciałaby kolejny raz łamać mu serca... chociaż myślę, że by nie musiała, bo oni przetrwają wiecznie, tym razem nie patrząc na jakiekolwiek przeszkody. i pewnie tego się boi, miłości do końca, mimo wszystko.
|