 |
Podchodzisz, dajmy na to, do człowieka i mówisz: "Jak leci, Joe?". A on ci na to: "Świetnie, świetnie, lepiej być nie może". A ty patrzysz mu w oczy i widzisz przecież, że trudno o gorzej. Jak się tak dobrze przyjrzeć, wszystkim układa się parszywie, wszystkim bez wyjątku. Z czego kurwa mać, wniosek, że człowiekowi nic nie jest w stanie pomóc.
|
|
 |
Twoje wyobrażenie o mnie jest urobione z materiałów zapożyczonych od siebie i od innych. To, co o mnie myślisz, jest zależne od tego, co myślisz o sobie. Może stwarzasz swoją opinię o mnie z materiału, który radbyś wykreślić ze swego wyobrażenia o sobie. Może ona jest też odbiciem tego, co inni ludzie myślą o tobie. Możliwe również, że myślisz o mnie właśnie to samo, co ja o tobie.
|
|
 |
Ci, co utrzymują, że strach przed śmiercią nie ma głębszego uzasadnienia, bo póki ja jestem, śmierć nie istnieje, gdy zaś już nie żyję, JA nie ma - zapominają o tym dziwnym zjawisku, jakim jest stopniowa agonia. Jakiejż pociechy może dostarczyć sztuczne rozdzielenie ja i śmierci człowiekowi, który ma potężne jej odczucie? Jakiż mogą mieć sens subtelności i logiczne argumentacje dla kogoś, kto do głębi jest przeniknięty poczuciem nieodwracalności?
|
|
 |
Łaknę bólu. Wszystkich możliwych cierpień , upokorzeń, krzywd i zła jakie może zaoferować mi ten świat. Pragnę znowu odczuwać jakieś ludzkie bodźce. Potrzebuje ran. Tych na ciele . Skaleczeń , zadrapań , siniaków, złamań, krwiaków i opuchlizny na twarzy. I tych na duszy. Tak, tych na duszy bardziej. To ona zmusza mnie do kolejnych oddechów, odcinania sznura , wypływania na powierzchnię, dzwonienia na pogotowie przed zeskoczeniem ze stołka, jedynie jej aż tak bardzo nie przeszkadza to że nadal funkcjonuję. Ciało miało dość po kilkudziesięciu dawkach , tabletkach i zawałach. Uciekało w śmierć kliniczną , ale zawsze wracało. Nie wiem czy tym razem tak będzie. dlatego , Boże spraw proszę , żebym chociaż umarła trzeźwo.
|
|
 |
Na tych krańcach samotności wreszcie nikt nie mógł spodziewać się pomocy sąsiada i każdy pozostawał sam ze swoją troską. Jeśli któryś spośród nas próbował przypadkiem zwierzyć się lub powiedzieć coś o swoim uczuciu, wszelka odpowiedź, jaką otrzymywał, najczęściej go raniła. Zdawał sobie wówczas sprawę, że jego rozmówca i on nie mówią o tym samym. On wypowiadał się z głębi długich dni rozmyślań i cierpień, i obraz, jaki chciał przekazać, wypalał się wolno w ogniu oczekiwania i namiętności. Drugi zaś wyobrażał sobie konwencjonalne uczucie, tuzinkowe cierpienie, seryjną melancholię. Życzliwa czy wroga, odpowiedź zawsze była niewłaściwa i trzeba było wyrzec się rozmów. Albo też ci, dla których milczenie stało się nie do zniesienia, zgadzali się na język rynku, skoro nie mogli znaleźć prawdziwego języka serca, i oni także mówili w sposób konwencjonalny, językiem zwykłego sprawozdania, dobrych wiadomości, codziennej kroniki.
|
|
 |
-Na początku strasznie boli. Potem, za którymś razem, coraz mniej. Teraz nie boli prawie wcale. Bywa, że muszę zwiększyć dawkę, żeby poczuć to samo uczucie błogości i spokoju. Muszę się ciąć głębiej i mocniej.
-Lubisz patrzeć na krew?
-Tak. Najbardziej lubię tą chwilę, gdy zaczyna płynąć krew. Wtedy czuję niesamowity spokój, brak lęku, taką dziwną błogość. Jestem jak na haju.
-Szukasz informacji na ten temat w internecie?
-W pewnym sensie tak. Ale najczęściej szukałam informacji o tym, jak się pociąć jeszcze skuteczniej. Bo założenie było takie, że chcę się zabić. Przez podcięcie żył. Ale nigdy sie nie odważyłam. ( Cz II )
|
|
 |
-Jak sie zaczęło twoje samookaleczanie ?
-Kiedyś źle się czułam, byłam bardzo zła na rodziców. Wzięłam żyletkę i zrobiłam kilka krótkich kresek na lewej ręce. Popłynęła krew. Spodobało mi się bardzo. Było tak, jak mówiła Magda – bolało, było dziwnie, ale spłynął na mnie nagle ogromny spokój. Widzę krew, ona płynie po ręce, nic się już nie może stać, nikt mnie już nie zdenerwuje, ani nie zrani.
-Co było potem? Powtórzyłaś to?
-Tak. Dość szybko uzależniłam sie od cięcia. Po niedługim czasie był to już sposób na wszystko. Na złość, stres, smutek, poczucie odrzucenia, niepowodzenia szkolne. Jak raz spróbowałam, tak już zostało.
-Boli? ( CZ I )
|
|
 |
Myślę, że serce przypomina głęboką studnie. Nikt nie wie, co jest na dnie. Można tylko sobie wyobrażać na podstawie tego, co czasami wypływa na powierzchnię.
|
|
 |
myślę o tym codziennie. wciąż bezsensownie zastanawiam się gdzie podziało się moje szczęście. boję się tego czym się stałam, ale pociąga mnie to. pociąga mnie do myśli, które są jak kokaina dla narkomana. zaskakuje mnie fakt, że jestem sama. jestem sama pośród tego fałszywego szczęścia, które mnie otacza. może po prostu nie potrafię go dostrzec? możliwe. ale nie potrafię też tego zmienić. to wszystko. źle się czuję. jak zawsze.
|
|
 |
Pogrążasz się coraz bardziej. Kiedy zawodzi wiara, odwołujesz się do racjonalnego myślenia. Ale w nim nie ma miłości, rozsądek zaczyna się i kończy i pozostaje wyłącznie śmierć w imię racjonalizmu.
|
|
 |
Na świecie istnieją podobno dwa rodzaje ludzi. Jedni kiedy dostają szklankę dokładnie w połowie napełnioną mówią:' Ta szklanka jest w połowie pełna'. Ci drudzy mówią: 'Ta szklanka jest w połowie pusta'. Jednakże świat należy do tych, którzy patrzą na szklankę i mówią: 'Co jest z tą szklanką? Przepraszam bardzo... No przepraszam... To ma być moja szklanka? Nie wydaje mi się. Moja szklanka była pełna...’.
|
|
 |
Zabijać to nie znaczy wyjąć rewolwer jak Buck Jones i zrobić pif-paf! To wcale nie tak. Można zabijać w sercu. Po prostu przestać kogoś kochać. Można kogoś zdradzić. Można powiedzieć za dużo. Można kłamać. Można obiecywać gruszki na wierzbie. Można być apatycznym... I wtedy ten ktoś umiera.
|
|
|
|