 |
Któregoś dnia wierzyłam ze będzie pięknie,
tego się trzymam i nigdy nie wymięknę.
|
|
 |
Lubię ten rap, wchodzę na czerwony dywan bywa
Przecież nie spełnię wszystkich oczekiwań, wybacz
|
|
 |
Więc morda cioto, bo czeka Cię zguba
Tu dzieją się cuda, kiedy miastowi mają ubaw
Temperatura w klubach, która może wywołać udar
Zwinięta stówa, wóda, dziś spłonie ta buda!
|
|
 |
Nie zmienisz tego siłą, ani prośbą, możesz
Dać Sobie spokój z tym. Kochaj, nienawidź albo olej
|
|
 |
Ty rób co chcesz i na mej drodze nie chcę Cię widzieć
|
|
 |
Nazwiesz chujem frajerze, to Ci rozdziewiczę mózg, ejj!
|
|
 |
Choć dzisiaj szczęście to deficytowy towar, ja mam go tyle, że mogę trochę Ci
schlastlować.
|
|
 |
czuję przypływ szczęścia, gdy widzę wschód słońca,
gdy promień mej skóry każdy milimetr rozgrzewa
|
|
 |
Noce i dnie ciągle sam ciągle z boku
Nawet jego cień nie dotrzymywał mu kroku.
|
|
 |
Brak miłości, brak szczęścia, brak sensu
Dla niego zaszło słońce, świat zatrzymał się w miejscu.
|
|
 |
Moje zmysły łapczywie łowią piękno,
Ja ogarnięty ciszą swobodnie czuję lekkość,
Ile minęło dni, ile minęło godzin,
Abym mógł celebrować moment ponownych narodzin.
Znika zaległy kurz, widzę nowe kształty,
Rozpływa się szal cienia wynurzam się z spod płachty,
Odeszły konszachty walka dobra ze złem,
Nie pewnie stawiam kroki za długo w bezruchu grzęzłem.
|
|
 |
Nie mam dłoni magika na komendę czary mary,
Nie wyjmę królika z kapelusza nie wiary.
Głowa do góry kark, ciąży niewidoczny kamień,
Czytam z ruchu warg nie dociera to litanie,
Pada pytanie jak echo odbija w czaszce,
Czy mam na tyle siły by znów wstać po porażce.
|
|
|
|