 |
- Dlaczego? Bo takie jest zadanie państwowych alchemików. Dlaczego żołnierze zabijają, zamiast bronić? Właśnie dlatego, że są żołnierzami... To ich obowiązek. Czy się mylę?
- Więc mamy przejść do porządku dziennego nad całm tym okrucieństwem wojny?
- Dlaczego nie? Przecież na tym polega wasza praca, nie uważacie? [...] Szczerze mówiąc, nie mogę was zrozumieć. Sam powiedz - czy szukanie usprawiedliwienia dla własnych czynów na polu bitwy nie jest po prostu idiotyczne? Zabijanie alchemią jest nieetyczne. Ale bronią już tak, co? Zabicie dwóch, czy trzech osób da się jeszcze usprawiedliwić, ale zabicie tysięcy już jest zbrodnią? A przecież ci, którzy z własnej woli założyli mundur, musieli wiedzieć, że kiedyś do tego dojdzie, prawda? Jeśli komuś to nie odpowiada, to było po prostu go nie zakłdać. Sami wybraliście tę drogę... Więc czemu nagle zaczynacie zgrywać ofiary? Jeśli zamierzacie użalać się nad sobą, to lepiej w ogóle nie zabijajcie ludzi.
|
|
 |
Czy będę bezpieczna, mając za plecami kogoś z takimi marzeniami jak pan? Czy mogę uwierzyć w przyszłość, w której wszyscy będą szcęśliwi? Przecież wierzyłam... Więc... jak to się stało? Dlaczego do tego wszystkiego doszło...?
|
|
 |
- Gdybyś czegoś potrzebowała, znajdziesz mnie w armii. Podejrzewam, że do końca życia będę już żołnierzem.
- Do końca życia...?
- Tak.
- Ale... proszę jeszcze nie umierać!
- Ej... Weź nie gadaj takich rzeczy, bo mi pecha przyniesiesz! Nie mogę ci zagwarantować, że tak się nie stanie. W tej robocie nigdy nie wiesz, czy jutro nie skończysz jako zwłoki gdzieś w przydrożnym rowie. A jednak... Jeśli zdołam choć trochę przydać się mojej ojczyźnie... Ochronić choć kilku obywateli... To wiem, że warto ryzykować. To właśnie po to uczyłem się alchemii. [...] Ych... Sorry. Zacząłem gadać jakieś idealistyczne bzdury...
- Wcale nie... Uważam, że to piękne marzenia...
|
|
 |
Ishvar... Smutna, wymarła kraina, której większość stanowią pustynie i skały. Nic dziwnego, że tak jałowe ziemie zrodziły twardych, upartych i zdeterminowanych mieszkańców... wraz z ich surową religią.
|
|
 |
- Dbaj o nią, Ed.
- Słucham?
- O Winry... Przecież ją kochasz, prawda?
- Co-co-co niby robię?! P-p-przecież to w ogóle nie tak!!! Winry jest... tego! No! Koleżanką moją! Z dzieciństwa jest!!! I pewnie, że o nią dbam i w ogóle...! Ale nie jako... jako... ktoś tam inny... tylko jako kumpel taki, no!!!
- Zabawny chłopiec... Chyba zbyt bezpośrednia byłam...
|
|
 |
Wiesz... Czasem by przetrwać, trzeba się czołgać w błocie... Robić rzeczy, które nie mają nic wspólnego z bohaterstwem... Ale warto. Choćby właśnie dla najbliższych.
|
|
 |
Zawsze była taka wesoła... Taka pełna energii... Dlatego nie zauważyłem, że w głębi serca wciąż tak bardzo cierpi po stracie najbliższych.
|
|
 |
Nie bardzo wiem o co chodzi, ale wzruszające to.
|
|
 |
... Wiesz co, sam się w to baw.
|
|
 |
Nienawidzę czekać... I boję się tego bardziej niż czegokolwiek...
|
|
 |
A: - Więc mówicie, że rzuciła was dziewczyna?
B: - Taa... Stara bajka: "ja albo praca - wybieraj"...!
A: - Jakież to smutne! Jakie to tragiczne!
C: - Pewnie, że tragiczne! Prawdziwy facet potrafi pogodzić i pracę, i kobiety!
|
|
|
|