|
nienaganną pustością lśni jej serce. razem z dwutlenkiem węgla wydycha odrazę i oburzenie .
|
|
|
bezczelnie podeptałam nadzieję czarnymi szpilkami, wyrzucając ją niczym worek ze śmieciami. słałam jej uśmiechy, gdy zdychała na bruku ulicy. zamazywałam widoczność dymem puszczanym prosto w twarzy, kiedy starała się podnieść. z każdą chwilą przytrafiała mnie o jeszcze bardziej intensywny śmiech, podczas gdy zarzekała się że on wróci. suka, konająca nadal miała czelność kłamać.
|
|
|
Jego senny głos '-jest druga w nocy, a Ty mówisz tak, jakby była trzynasta w dzień, jesteś totalnie naspidowana, powiedz mi prawdę, czemu Ty to robisz, czemu dziewczyno, wiesz, że jesteś dziwna? Za tydzień znów mnie zostawisz i już Cię nie będzie, a Ty masz to w dupie, to widać, w ogóle się nie przejmujesz, a mi jest kurwa smutno królewno'. Nie przejmuję - białe szczęście, wieczny głód, kilogramy mniej, drżenie mięśni, szeroko otwarte oczy, idealna czystość umysłu, sine ręce, zero myśli , euforia
|
|
|
nie mów mi, że już nic nie czujesz, bo gdybym ściągnęła koszulkę i pozwoliła ci odpiąć stanik, byłbyś w siódmym niebie, skarbie .
|
|
|
On staje i patrzy przez minutę, dwie, po prostu patrzy na jej twarz, cień na górnej połowie jej ciała, widoczne lekkie wzniesienie, pełne piersi, na linię jej szyi, na jej ręce, jedna wypada za krawędź łóżka, na jej włosy długie i mocne, nieruchoma kaskada na białej poduszce, na jej usta lekko rozchylone drżące przy każdym oddechu.
|
|
|
Moja mama powiedziała kiedyś, ze seks to trzy minuty przyjemności. Postanowiłam wtedy, ze ze mną tak nie będzie. Chciałam więcej. I mam więcej.
|
|
|
I mam patrzeć, jak ty będziesz umawiać się z chłopcami, zakochasz się w którymś i wyjdziesz za mąż? - jego głos stwardniał.- A ja będę umierał po trochu każdego dnia.
|
|
|
Te momenty, gdy siedzimy osobno, pół podłogi, jedno krzesło, ściana. Odległości to śmieszna sprawa. Czasami pół słowa to za dużo. Część imienia. O jedną ósmą ramienia za daleko, za blisko. Połowa języka. Połowa stopy. Blisko, daleko, bliżej, dalej, za blisko, za daleko, za późno, za wcześnie. Odległość opisywana czasem. Mam do ciebie dwie minuty stopami. Mam do ciebie osiem uderzeń serduchem o żebra. Mam pół języka, druga połowa się gdzieś w tobie już zgubiła. Poszukam palcami, zacznę od pleców, od brzucha, zacznę od piersi. Znajdę. Może ugryź, ból mnie poprowadzi, ból mnie uśmiechnie, ból zacznie się wspinać po nerwach, jeden impuls za impulsem, korale, nitka, uśmiech, ból.
|
|
|
Chciałam zabić to wszystko co minęło, ale mi nie pozwalasz. Patrze na Ciebie i nie jesteśmy dobrzy, jesteśmy kim jesteśmy i nie potrzebujemy usprawiedliwienia, sami spieprzyliśmy swoje duszę. I gdy będziesz leżał na moich plecach rozpadnę się wewnątrz, ponieważ nie mogę poradzić sobie z bólem. Wiem, że Cię stracę, odejdziesz do swojej ukochanej, stracę Cię więc, nie przynoś ze sobą jutra. Twoje ubrania znikną i nie będzie już ciepła Twojego ciała, nie będzie już niczego co chciałam by było nasze.
|
|
|
dym papierosowy otula moje drżące ciało. pomaga. czuję jak z każdym machem kumulująca się we mnie złość maleje. w drugiej dłoni trzymam bilet komunikacji miejskiej. podjeżdża. zagniatam peta podeszwą. wsiadam. dopiero po chwili orientuje się, że zostawiłam serce. znajdujesz je i bezwstydnie zabierasz. jestem już twoja. nie uwolnisz się ode mnie, kotku.
|
|
|
Świeciło słońce. Pierwszy raz od jakiegoś czasu je widziałam. Za oknem jest jeszcze jasno, jasno i ładnie. Ludzie chodzą i się uśmiechają, mają posklejane serca, poukładali sobie w głowie, zaakceptowali świat. Starają się, starają się o miłość, o przyjaźń, zaufanie, starają się o wszystko co stracą.
Dwudziesty siódmy przebłysk uczuć, zaczynam się starać, zależy mi, analizuje każdy gest, nie chcę ich stracić, niedługo będę emocjonalnym wrakiem, ale lubię te uczucie, zaczyna mi się podobać, dobrze jest mieć tak wiele do stracenia. Dobrze jest coś mieć.
|
|
|
|