| 
                                                                            
                                                                                            
                                                
                                                
                                                                                                                            
                                            
                                        
                                        
                                                                                        
                                                
                                                    
                    
            
            
                
                    
                        |  | 
                                
                                    
                                                                            | - poproszę jedno opakowanie mleka w proszku. - zwróciłam się do sprzedawczyni. - już podaję, moje dziecko. co pewnie mamie zabrakło do ciasta? - zapytała z uśmiechem. odwzajemniłam go. - nie inaczej. - odpowiedziałam. usłyszałam dźwięk dzwoneczka, oznaczający, że ktoś wszedł do sklepu. po czym Jej piskliwy głosik... i tą najpiękniejszą melodię, Jego idealny baryton. - ile płaczę? - wykrztusiłam, próbując wziąć się w garść. - 7,55, proszę, złotko. - odparła wciąż radosna. podałam Jej dziesięciozłotowy banknot, złapałam w rękę produkt i wybiegłam, krzycząc, że reszty nie trzeba. znowu pokazałam Mu jak sobie świetnie bez Niego radę, mhm. |  |  
             
            
            
                
                    
                        |  | 
                                
                                    
                                                                            | poszliśmy z kumplami do supermarketu, po markery, papiery do owijania prezentów, torebki. chodziliśmy w tą i z powrotem, nucąc przy okazji kolędy lecące w głośnikach. w końcu po jakiś trzech godzinach stanęliśmy w sporawej kolejce do kasy. chłopaki zaproponowali, żeby poszła wyczaić jakieś dobre żarcie, a Oni w tym czasie zapłacą. zgodziłam się, nie wyobrażając sobie mnie w bezsensownym staniu. kupiłam trzy kebaby i wróciłam do Nich. ekspedientka właśnie  wydawała im reszty. - żyć nie umierać, moi najseksowniejsi! - wykrzyczałam patrząc na Ich tyłki. podeszli do mnie z torbami. - idiotka. - stwierdzili równocześnie. |  |  
            
            
                
                    
                        |  | 
                                
                                    
                                                                            | i cholera mnie bierze. wiesz, usłyszałam dziś jak mówisz Jej, że kochasz. Ją kochasz. |  |  
            
            
                
                    
                        |  | 
                                
                                    
                                                                            | mała, myślisz, że co osiągniesz dążeniem do momentu, kiedy tylko odepnie Ci stanik? |  |  
            
            
                
                    
                        |  | 
                                
                                    
                                                                            | kochanie, zawstydzasz moją podświadomość do maksimum, pobudzasz najwstydliwsze fantazje, rozpalasz policzki do temperatury wrzenia. |  |  
            
            
                
                    
                        |  | 
                                
                                    
                                                                            | roztrzęsiona, dzwoniłam dzwonkiem pod domem kumpla. w końcu raczył wyjść, i wpuścić mnie do środka. ściągnęłam z głowy kaptur, pokazując Mu zapłakane oczy i czarne smugi na policzkach po tuszu. - kurwa! zostawił mnie! - wykrzyczałam, choć słowa ciężko przechodziły mi przez gardło. zaczęłam wyrzucać z siebie, jak do tego wszystkie doszło, w jaki sposób po raz kolejny udowodnił jakim jest draniem. w końcu po minucie, czy dwóch, zostawił kumpel mnie na korytarzu, i poszedł do kuchni. skierowałam się do salonu, czekając, aż do mnie przyjdzie. chwilę potem znalazł się przy moim boku, wręczając piwo. - pij, nie pierdol. - powiedział, czochrając mi włosy. uśmiechnęłam się, pomimo smutku jaki mnie ogarniał. |  |  
            
            
                
                    
                        |  | 
                                
                                    
                                                                            | pytasz czy jestem szczęśliwa, czy ułożyłam sobie życie. owszem, tak. ułożyłam, z osobą, którą kocham. z wzajemnością. bajer, co? |  |  
            
            
                
                    
                        |  | 
                                
                                    
                                                                            | - muszę z tym skończyć. - szepnęła do siebie, po czym podeszła do szafki i ustawiła na Niej swoje zmaltretowane misie. przetarła oczy i policzki rękawem bluzy. wyciągnęła z komody jedne ze swoich najlepszych ubrań. nałożyła ostry makijaż. wyszła z domu, trzaskając drzwiami. - witaj znowu, życie! - wykrzyczała idąc chodnikiem w swoich czerwonych szpilkach z dziesięciocentymetrowym obcasem. |  |  
            
            
                
                    
                        |  | 
                                
                                    
                                                                            | dla Niej wyznawanie najpiękniejszego uczucia - dla Niego czyste pierdolenie głupot. |  |  
            
            
                
                    
                        |  | 
                                
                                    
                                                                            | pozwól mi znów napawać się kolorem Twoich tęczówek, mieszać Twój oddech z moim, pogłębiać uzależnienie od Twoich pocałunków. |  |  
            
            
                
                    
                        |  | 
                                
                                    
                                                                            | udało mi się namówić rodziców na dużą choinkę. obawiałam się, że i w tym roku Święty Mikołaj, nie zdoła wpakować Cię pod tamtą kruszynkę. |  |  
            
            
                
                    
                        |  | 
                                
                                    
                                                                            | wróciliśmy z rodzicami z rodzinnej wigilii. rzuciłam się wykończona na narożnik wraz z moimi gwiazdkowymi prezentami. jak na złość, kiedy już usadowiłam się wygodnie dobiegł mnie głos przychodzącego połączenia. sięgnęłam po komórkę, leżącą na ławie. na wyświetlaczu migało Jego imię. - jak tam po wigilii, kochanie? - zapytałam, starając się przy tym nie ziewać. - generalnie dobrze. ubieraj się cieplutko i chodź. za pięć minut będę, piękna. - oświadczył mi, po czym zakończył rozmowę. kiedy już się spotkaliśmy, wręczył mi prezent z słodkim 'mam nadzieję, że się spodoba', po czym wziął mnie za rękę i poszliśmy na pasterkę. |  |  |  |