 |
|
Dzień 9. Jesteśmy. Ja i nadzieja. Siedzimy w ciemnym pokoju oczekując lepszego jutra. Dzisiaj chyba to nie ważne czy Go kochałam, czy nie. Czy On mnie kochał. Pokazał mi coś innego. Pozwolił mi się zgubić. A teraz ja muszę się sama odnaleźć...
|
|
 |
|
Dzień 8. Przeszłam przez ciemność. Doszłam do dna. Nie widziałam nadziei. Szukałam czegokolwiek, pomocy w samotności. Z dna szuflady wyciągnęłam różaniec. I choć nie wierzę. Ściskałam go w dłoni i błagałam Matkę Boską o nadzieje, o siłę, o cokolwiek. I przyszła. Nie wiem czy to zbieg okoliczności, magia czy coś jeszcze innego, coś ponad ten cały syf...
|
|
 |
|
Dzień 6. Leżę. Nic się nie zmieniło. Dzisiaj nie daję sobie rady z bólem. Wiem, że się nie odezwiesz, ale zupełnie nie przeszkadza mi to, że czekam, a od czekania wykręca mnie na drugą stronę. Chcę mi się wyć. Uspokaja mnie trochę zielone światełko na FB. Nie umiem znieść tego, że jesteś zaledwie kilka kilometrów ode mnie i nie chcesz przyjść. Nawet teraz. Chcę abyś już wyjechał. Żebyś układał sobie to życie. Twoja nieobecność gdy jesteś paraliżuje mnie.
|
|
 |
|
Dzień 5. Chciałam wierzyć że to między nami było warte więcej. Chyba najgorsze są te miłości "zapałkowate". Te, które zaczynają się po alkoholu i są na 200%. 200% emocji, wrażeń, przygód, bycia ze sobą, tlenu w płucach, szczęścia, śmiechu, poznawania się. i gasną. szybko. jak zapałka. Nagle robi się ciemno i zimno, a pudełeczko jest puste. A ja zostałam jak ta "dziewczynka z zapałkami" tylko, że plan od początku był kiepski. Nie da się przeżyć zimy ciepłem zapałki...
|
|
 |
|
Dzień 4. Wyszłam z szoku. świat nie stał się lepszy. Nie otworzyły się nowe perspektywy i nie uwierzyłam w Boga. Leżę samotna w pustym mieszkaniu, dochodzę do siebie. Ból jest moim najmniejszym problemem, przypomina mi tylko, że żyję. Najbliżsi okazali się fałszywi, i nadal tęsknie za nim, Nic się nie zmieniło. Życie nie jest nagrodą, jest karą bo leżysz w pustym pokoju i masz świadomość każdego błędu, porażki...
|
|
 |
|
Dzień 1.
Wyszłam ze szpitala. Wsiadłam do samochoodu. Zima jest piękna.
|
|
 |
|
Dźwięk gniecionej blachy zapamiętam do końca życia. Smród spalenizny, wyciekającej benzyny, krzyk. Sekunda, dwie, trzy... Pogotowie, policja, strach, szpital, połamane kręgi... Wiem, że nie zasłużyłam. Wiem, że mam ogromny dług do spłacenia. Od dziś świeczki na torcie dmucham dwa razy w roku.
|
|
 |
|
Piętnastą godzinę na nogach. Zapomniałam co to kolorowe sny. W pracy jestem, tylko tyle i aż tyle. Nie wiem co ostatnio jadłam. Zupę, kanapkę... Żyję tym każdego dnia. W pierdolonym kołowrotku. Na uczelnie wchodzę w biegu, spóźniona. Chwilę później wychodzę. Bo przecież jestem "spóźniona". W te wszystkie miejsca. W te wszystkie momenty. Nie zdążyłam odebrać od Ciebie telefonu. Nie zdążyłam wybić Ci z głowy Twojej podróży i nie zdążyłam nawet powiedzieć "cześć". Nie tylko na uczelnie się spóźniłam...
|
|
 |
|
złe zdanie mam o ludziach, fatalne o sobie.
|
|
 |
|
Spotkałam ją. Jakaś taka...inna. Niby patrzyła mi prosto w oczy. Była nieobecna. Nie miała już tego ciepła w spojrzeniu, podkowy pod oczami odbierały jej kolorów. Twarz blada, policzki zapadnięte. Schudła. Stoi, ale jakoś tak jakby miała się przewrócić i nie wstać. Przecieram lustro. I uświadamiam sobie, że ten wrak to ja.
|
|
 |
|
Zgłaszam nieprzygotowanie do życia. | slackerbitch
|
|
 |
|
Sobota. Kolejna. Bez Ciebie. Patrzę na samoloty. Lubię samoloty. Jeżeli którymś wrócisz... Wstąp do mnie pójdziemy zbierać liście
|
|
|
|