|
ponoć nawet wolność barykady stawia nam.
|
|
|
nie wiem już, czy to upada, przepada nam, czy to czas drwi z moich naiwności.
|
|
|
patrz, masz już, co tak bardzo chciałeś. patrz, jak odchodzi, powoli.
|
|
|
stałeś się ważniejszy niż być miałeś.
|
|
|
Uzależniłeś mnie więc już nie męcz mnie odwykiem. Mogę być dla Ciebie ćpunką, jeśli będziesz narkotykiem,
|
|
|
mam Cię jak piórko na dłoni, które swoim oddechem zdmuchuję cały czas.
|
|
|
zrozumcie w końcu, że z serca mam teraz tylko doszczętnie wyciśniętą pompkę do rozprowadzania krwi i nie myślę na razie o tym, jak na nowo uczyć się kochać, a skupić na regeneracji sił do ciągłego funkcjonowania.
|
|
|
widzę Cię, i to zazwyczaj codziennie. codziennie mogę Cię obejmować, na powitanie, pożegnanie, a właściwie to nawet bez żadnej okazji. codziennie mogę oglądać Twoje oczy skryte w tych powykręcanych ku górze rzęskach, nawet mierzwić Ci nieogarnięte loczki. codziennie rozmawiam z Tobą jak najlepszym przyjacielem, jakbyśmy dopiero się poznawali, ale wiedzieli o sobie wszystko. nawet powiem szczerze, że jesteś jak moje marzenie, które już się spełniło i mogę mieć przy sobie już zawsze, zaledwie za jedno słowo, znaczy, dwa...i co ja z tym robię? tu za to kryją się dwie ulubione odpowiedzi każdego z nas: NIC i NIE WIEM, DLACZEGO.
|
|
|
trudno mi stwierdzić, czy naprawdę już nic nie ma dla mnie znaczącej wartości czy tylko automatycznie bronię się przed kolejnym ciosem w kochające serce.
|
|
|
nie wiem, czy można nazwać przyjacielem kogoś, kogo z czasem przez swój humoru zaczynamy mieć dość. kogo po zniknięciu czy nagłym odejściu nam nie brakuje. kogo widywać nie mamy potrzeby, kto jest nam zwyczajnie obojętny. pytanie tylko, czy można ufać samemu sobie, jeśli wszystko w danej chwili jest na obojętne, niczego nam nie brakuje i wszystkiego mamy dość.
|
|
|
|