 |
|
Wpadła z hukiem do mieszkania przyjaciółki. Ta spojrzała na nią z przerażeniem widząc w jakim jest stanie. 'Stało się coś?' Zapytała. 'Hee, no stało się.' Zaśmiała się dziewczyna. 'A w sumie to dzieje. Cholera. Nie potrafię się ogarnąć. Nie radzę sobie. Nie radzę.' Wciąż się śmiała. 'Mam taką małą, malutką nadzieję, że tęskni. Spójrz, spójrz mi w oczy i spróbuj dostrzec cień prawdziwego szczęścia. I co? Gówno! Nic, nul, zero! Nie widzisz nic, bo jestem cholernie nieszczęśliwa! Wyprowadzają mnie z równowagi sznurówki, które nie chcą się zawiązać, prostownica, która się wolno grzeje, zamarznięte masło w lodówce, mój pies, telefon, który nie dzwoni, monitor, na którym nie wyświetla się koperta w prawym dolnym rogu, moje jebane łzy, które właśnie lecą mi po policzkach, moja bezradność mnie wkurwia!' Usiadła, zakryła oczy dłońmi. 'Dasz mi czekoladę?' Zapytała. Przyjaciółka bez słowa podniosła się, by po chwili zobaczyć, jak jej bratnia dusza w końcu się uśmiecha. /just_love.
|
|
 |
|
Usiadłam przy stole. Do kuchni wparowała mama. Zaczęła mówić coś o obiedzie. Zadzwonił dzwonek do drzwi. Otworzył tata. 'Mała, do Ciebie.' Wstałam leniwie. Zobaczyłam gościa i uśmiechnęłam się słodko. 'Wejdź.' Zaprosiłam go do środka. Ledwo zdążył wejść, a już przylgnęliśmy do ściany, tonąc w pocałunku. Odepchnęłam go delikatnie. 'Rodzice są obok.' Zrobił minę smutnego dzieciaka. 'Chodź.' Pociągnęłam go za rękę, prowadząc na górę, do pokoju. Zamknął za sobą drzwi. Po chwili poczułam jego usta na swojej skórze. Przerwał. Odwróciłam się zdziwiona. Rzucił się na moje łóżko. 'Powalcz trochę o mnie.' Zaczęłam się śmiać. 'Oszalałeś?' Pokręcił przecząco głową. Usiadłam na niego okrakiem i zaczęłam łaskotać. Zwijał się ze śmiechu. W końcu wylądował na mnie. Zbliżył swoje usta do moich. 'Nie pocałuję Cię.' Szepnął. 'Nie chcę.' Odpowiedziałam beztrosko. Nie wytrzymał nawet trzech sekund. /just
|
|
 |
Spotkali się na imprezie urodzinowej kolegi. 'Nic się nie zmieniłeś od...od tamtego czasu.' Wykrztusiła z trudem. 'A Ty wręcz przeciwnie. Kiedy ostatni raz Cię widziałem, miałaś spuchniętą twarz i chyba najsmutniejsze oczy na świecie.' Zaskoczył ją. 'Nie wiem, czego się spodziewałeś. Tak właśnie czuje się człowiek, który traci najważniejszą osobę w życiu.' Zmrużył oczy. 'Ale już sobie beze mnie radzisz?' Zaśmiała się. 'Jakbyś nie zauważył moje rany na dłoniach już się zagoiły, nie mam na sobie czarnej bluzy z kapturem, ani dresów na tyłku. Moje oczy raczej nie są zaczerwienione, a twarz ma normalne proporcje.' uśmiechnął się. 'No tak. Wyglądasz świetnie.' Uniosła kieliszek ku górze. 'To wypijmy za tych, którzy potrafią się podnieść.' Stuknęły kieliszki.
|
|
 |
I w końcu usiadła na łóżku myśląc co dalej..
|
|
 |
i w końcu nie masz sił przekonywać wszystkich o tym jaka jesteś silna i niezależna. zaczynasz wybuchać spazmatycznym płaczem w miejscach publicznych. nawet najmniejszy incydent taki jak to, że sąsiad nie odpowiedział Ci na Twoje 'dzieńdobry' jest w stanie doprowadzić Cię do rozchwiania emocjonalnego. nie jesteś już w stanie iść boso przez ulicę w środku zimy, pokazując ludziom, że nawet pogoda może Ci naskoczyć. przychodzą dni, kiedy masz ochotę zwinąć się w kłębek i schować pod łóżko czy do szafy. nadchodzi kulminacyjny moment, kiedy masz odwagę przyznać się przed światem, że zwyczajnie potrzebujesz się przytulić.
|
|
 |
kiedy już się otworzysz i zaczniesz bezgraniczne ufać osobie, którą paradoksalnie nazywałaś 'przyjacielem', okazuje się jak bardzo się myliłaś. jak niesamowicie się przeliczyłaś. i nic nie boli tak bardzo jak świadomość, że znowu dałaś się nabrać. znowu uwierzyłaś w ludzką bezinteresowność, dobroć czy chociażby serce. ludzie, którzy śmią nazywać się Twoimi przyjaciółmi go nie posiadają. Ci ludzie, są istotami wypranymi z uczuć. przepełnieni pogardą. w oczy trują uwielbienie względem Ciebie. za plecami obarczają Cię o najgorsze z popełnionych czynów. chcą wykorzystać Cię do cna, a później zostawić w samotności jak klient wydymaną dziwkę.
|
|
 |
Może kiedyś to przeczytasz, ale to nie ma znaczenia, może ktos inny to przeczyta. Chciałabym tylko zebyś wiedział, że zraniłeś mnie jak nikt inny. Zraniłes mnie, chociaż że byłes ostatnia osobą po której sie tego spodziewałam.Zawiodłam się na Tobie. Tak bardzo Ci ufałam. Zaufałam Ci po raz drugi, a Ty nawet nie chciałes wykorzystac swojej szansy. Może już nie pamietasz jak obiecałes mi w moim własnym pokoju, że nigdy wiecej mnie nie zdradzisz, że zrozumiałes kim jestem w Twoim zyciu. Dzisiaj jest szósty dzień, w którym tęsknie za Toba, za Twoimi ramionami, pocałunkami i słowami ` kocham Cię` szczerze, prosto w oczy. Teraz leże na łóżku, które zalewam łzami, gdy przypomne sobie jakąkolwiek chwilę spędzoną z Toba. Nawet tą, w której przewracasz mnie w snieg, byłam cała mokra i rozmazał mi sie makijaz, nawet tą, w której kłociliśmy się, nawet ta, w której leżelismy razem na molu, ale najbardziej cisna mi sie łzy do oczu, gdy przypomne sobie nasz pierwszy pocałunek na przystanku.........
|
|
 |
... którego bardzo żałuje. Kochanie jeżeli to przeczytałes to mam nadzieje, że byłam ostatnia kobietą, którą tak bardzo zraniłes, ostatnia, która Cię tak bardzo pokochała. Pamietaj nie ran ludzi. To cholenie boli . / misiooka
|
|
 |
kiedy podniósł po raz pierwszy na mnie rękę, zaczęłam bać się o samą siebie. nie chodziło tutaj o ból fizyczny jaki mi sprawił. bardziej rozchodziło się o mój rozum, który mi odebrało. o to, że potrafiłam kochać kogoś kto mnie krzywdzi. kogoś kogo powinnam znienawidzić. martwiłam się, gdy moja podświadomość toczyła wojny z sercem, starając się przedstawić mu swoje racje. na marne.
|
|
 |
godzinami siedzę przy Twoim grobie, krzycząc do boga, że nie wierzę w jego istnienie. nie jestem przykładem cnót czy świętości, ale na taką niewyobrażalną tragedię na pewno sobie nie zasłużyłam. żałuję, że się nie rozstaliśmy zanim jakaś skurwysyńska siła wyższa z własnego kaprysu mi Ciebie odebrała. może gdybym Cię straciła ze świadomością, że nie byłeś mój, byłoby mi lżej pogodzić się z tą niewybaczalną koleją rzeczy. może gdybyś mi nie obiecywał, że każdy z naszych oddechów będzie synchronizowany, teraz byłoby mi łatwiej. żałuję, że nigdy mnie nie skrzywdziłeś. że nie byłeś podłym skurwysynem łamiącym dziewczynom serca tak jak łamie się opłatek w dniu 24 grudnia. byłoby mi zdecydowanie lżej. pocieszałabym się, że wcale mi Ciebie nie brakuje. bo łatwiej jest tęsknić za podłym, nic nie znaczącym bydlakiem niż za mężczyzną swojego życia po którego śmierci, czujesz się jak podstarzała wdowa.
|
|
 |
żyję. oddycham. tak jak prosiłeś. wieczorami biorę lekki nasenne z nadzieją, że nie będę miała znów koszmarów. z Tobą w roli głównej. Ciebie, umierającego. Twoją ostatnią prośbą było to, żebym żyła. przecież doskonale wiesz, że nigdy nie byłabym Ci w stanie odmówić. po przebudzeniu łykam garść tabletek przeciwdepresyjnych. lekarze twierdzą, że pomagają. ja czuję się tylko odurzona, niczym na haju. ale to nie zmienia postaci rzeczy. to nie zmienia faktu, że nadal Cię czuję. że nadal Cię słyszę. że wciąż widzę Ciebie obok siebie. z domu wychodzę sporadycznie. przestałam dbać o tak nieistotne sprawy jak wygląd czy przyklejony do twarzy uśmiech. ludzie z obawy na to jak zareaguję nie pytają o moje samopoczucie. traktują mnie jak wariatkę. jak uciekinierkę z zakładu psychiatrycznego. tylko dlatego, że kochałam. tylko dlatego, że oddałam swoje serce do depozytu osobie, która nie żyje. osobie, która zabrała narząd odpowiedzialny za mój uśmiech, razem ze sobą. bezpowrotnie.
|
|
|
|