 |
Pół nocy walczyłam ze sobą, aby zasnąć. Nie wiedziałam co mnie czeka następnego dnia. Byłam jedynie świadoma tego, że moje zachowanie nie budzi niczego dobrego. Sądziłam, że w nocy będę się co chwilę budzić, ale nie chciałam brać tabletek, które jedynie otumaniły by mój organizm już do końca. Przekładając się z jednego końca łóżka na drugi co jakiś czas spoglądałam na niebo i szukałam ulubionej gwiazdy. Co chwilę walczyłam z muzyką, która niezależnie od stopnia pod głoszenia i tak mi przeszkadzała. A cisza? To już kompletnie była w stanie mnie udusić. Powracałam do wielu rzeczy, analizowałam obecny ciąg własnego życia, ale nawet to nie dawało mi żadnego spokoju. Dopiero, gdy na zegarku zauważyłam, że jest już piąta rano odruchowo zajrzałam na gadu. Byłam przekonana, że nic tam na mnie nie czeka, żadna wiadomość, ale myliłam się. Z pozoru kilka prostych słów tam napisanych, ale przez ponad pół godziny czytałam je bez przerwy uświadamiając sobie,jak bardzo się cieszę z Jego odpowiedzi.
|
|
 |
my? a kim my tak naprawdę byliśmy? tworzyliśmy wspólnie związek, który się szybko rozpadł. nie potrafiliśmy się porozumieć w odpowiedni sposób, aby to wszystko ratować. łączyła nas miłość? a może to zwykłe zauroczenie bądź chęć bycia z kimś? ucieczka przed samotnością? strach przed zranieniem? nie wiem... z mojej strony było jednak to coś więcej niż miłość. zależało mi na tobie. chciałam stworzyć z tobą przyszłość. większość już była tak dobrze zaplanowana. miałam czysty plan, który chciałam spełnić. poświęciłam dla ciebie wiele. naraziłam swoje życie, aby cię uszczęśliwiać. dałam ci tak wiele siebie.. nie tylko duszy i serca. a ty to wszytko zwyczajnie odwróciłeś przeciwko mnie. wziąłeś to co ci zaoferowałam począwszy od miłości, a kończąc na oddaniu... ty zdecydowałeś się zabawić mną. zagrałeś moim kosztem. na co to wszystko tobie było potrzebne? jaką masz z tego satysfakcję?
|
|
 |
Jak długo mam jeszcze patrzeć w Twoje oczy i udawać, że wcale mnie nie ruszyło to, jak się zachowałaś nie tylko względem mnie, ale i całej rodziny? Jak długo mam udawać, że widzę, jak się starasz, a tak naprawdę nie odczuwam nic z Twojego zachowania prócz łaski, którą ofiarowujesz jedynie przez to, że dziś musisz płacić za swoją głupotę? Sądzisz, a może jesteś przekonana, że nie widzę w Tobie tej nienawiści do mnie? Ile razy tylko Twój wzrok spotka się z moim ja już wiem co się dzieje, co jest nie tak. Ile razy tylko coś do mnie powiesz, a ja wyczuwam już złość w Twoich słowach i kolejną niechęć nie do życia, lecz do tego co nas otacza oraz co dzieli. Mówisz, że chcesz mieć normalny dom, rodzinę, ale dlaczego kiedy ktoś chce Ci pomóc, chce być skończyła z tym co naprawdę Cię zaczyna coraz bardziej wykańczać, to Ty unosisz się swoim honorem i dajesz wyraźnie do zrozumienia, że takiej pomocy nie chcesz? Takim zachowaniem chcesz dawać przykład i uczyć nas tego, jak sami mamy żyć?
|
|
 |
Nie wytrzymałam, kiedy powiedziałaś, że jesteś kurwą. Jakim prawem mogłaś to zrobić?! Jakim prawem do jasnej cholery mogłaś tak na siebie powiedzieć?! Wykrzyczałaś mi w twarz bez żadnych ociągnięć, że jestem nie tylko niechcianym dzieckiem, ale też bachorem, którego nie znasz ojca, tak? Powiedziałaś, że się puściłaś i jestem zwyczajną, niechcianą wpadką, którą musisz od tych ponad dziewiętnastu lat utrzymywać. Nie pomyślałaś, że ja Ci nie uwierzyłam? Bo, ile razy powtarzałaś mi kto jest moim ojcem, no ile? I tak nagle zmieniłaś swoje zdanie wyłącznie po to, aby dać mi wyraźnie do zrozumienia, że jest inaczej? Wiem, że robiłaś to z premedytacją, chciałaś, abym poczuła jeszcze większe obrzydzenie i nienawiść do Ciebie, ale to Ci nie wyszło. Nie udało Ci się do mnie dotrzeć właśnie w taki sposób, za który Ty się chwyciłaś. Zaczęłaś mi wypominać w tym samym czasie moje błędy. Chwytałaś się za najgorsze sprawy z przeszłości, o których nie miałaś żadnego pojęcia, bo chciałaś jedynie zemsty.
|
|
 |
Nie zrobiłam Ci nic za co miałbyś prawo mnie karać swoimi zarzutami i oskarżeniami. Nie powiedziałam w Twoim kierunku żadnego, negatywnego słowa, które miało prawo Cię zaboleć. Praktycznie nie powiedziałam nic. Uciekłam jedynie do swojego pokoju, gdzie nie byłam w stanie powstrzymać już tych słonych łez, które dzisiaj od rana spływają co chwilę po moich policzkach. Próbowałam Ci coś wyjaśnić, lecz Ty nie chciałeś słuchać. Miałeś swoją wersję wydarzeń, chciałeś Go bronić, ale nie liczyłeś się z tym, że przez Jego głupie zachowanie Twojej jedynej córce coś mogłoby się stać. Nie widziałeś tego, jak wyszła zapłakana i zła na miasto, gdzie nie chciała, aby ktoś za Nią szedł. Nie widziałeś, ani tym bardziej nie słyszałeś, ile nabrała się środków na uspokojenie zanim wyszła z domu. Nie chciałeś o tym wiedzieć nic. Dla Ciebie liczyło się jedynie to co Ty sam uroiłeś w swojej głowie pomimo, że nie miałeś żadnych argumentów, które potwierdziłyby Twoją tezę.
|
|
 |
Nie rozumiem tego, jak tymi kilkoma słowami byłeś w stanie mnie zniszczyć. Dlaczego wtedy zamiast usiąść obok mnie i wysłuchać co mam do powiedzenia podniosłeś swoją dłoń chcąc mnie uderzyć prosto w twarz. Nie rozumiałeś żadnych moich tłumaczeń, które krzyczałam, a które wcześniej próbowałam Ci powiedzieć. Nie obchodziło Cię to, jak bardzo zabolały mnie słowa mamy, kiedy powiedziała, że Ona nas nie chce, że wypiera się nas tylko dlatego, że nie jesteśmy dla Niej idealnymi dziećmi. Wiedziałeś, że miałam rację mówiąc w pełni roztrzęsienia, że za parę godzin wszystko się zmieni, że On znów stanie się Jej ulubionym, a nawet najukochańszym pupilkiem, a ja zaś zostanę odrzucona i całe zło się przeniesie na mnie pomimo, że nic nie zrobiłam. Widziałam to w Twoich oczach, dziadku. Widziałam ten ból i zmieszanie. Próbowałeś później coś z tym zrobić, lecz nie powstrzymałeś się. Wyzwałeś mnie od najgorszych. Nie szczędziłeś się w słowach. Zdawałeś sobie sprawę z tego, jak zabolą mnie Twoje słowa.
|
|
 |
Siedząc na podłodze oparta o łóżko już nie powstrzymuję łez, które strumieniami spływają po moich policzkach. Nie zwracam uwagi na to, że coraz bardziej i mocniej się duszę nie mogąc przy tym złapać oddechu. Podkurczam tylko nogi, dłonie zaciskam w pięści i zastanawiam się nad własnym życiem. Stawiam sobie pytania odnośnie przyjaciół, gdzie oni są, dlaczego nie ma nikogo, gdzie mogłabym napisać bądź zadzwonić ze świadomością, że mam do kogo uciec bądź aby ten ktoś zagwarantował mi swoją obecność przy mnie. Nie ma do kogo też zadzwonić, aby wykrzyczeć, jakie złe, czarne scenariusze przebiegają przez głowę, bo w jednej chwili szuka się odpowiedniej ucieczki z tego świata. Jest wyłącznie lęk, strach, roztrzęsienie, czarne myśli i niepewność. Bo każda droga, którą chcę wybrać niesie za sobą zbyt wiele konsekwencji.
|
|
 |
Chciałabyś dowodu na to, że Cię kocham? Dobrze, posłuchaj. Gdy płakałaś, bo rozdzierali Ci serce, całowałem je i masowałem by mniej bolało. Gdy odnosiłaś swoje małe sukcesy nie bagatelizowałem ich, a kupowałem największą z porcji lodów by zjeść je z Tobą powtarzając Ci, że jesteś piękna. Jak coś Ci się nie udawało biegłem by dać Ci swoje ramie i napawać Twoje wnętrze wiarą w siebie. Przytulałem tak mocno, że czułem każde Twoje żebro i scaływałem z twarzy strach po kolejnym koszmarze. Każde Twoje zwątpienie zamieniałem w szczere jak nic innego - jesteś najlepsza. Mogłem obserwować mimikę twarzy i odtworzyć na kartce papieru każde dzieło Twojej twarzy. Trwałem, jak rycerz przy księżniczce. Ale odszedłem. Wybacz, kochana. Ale nie mogłem dłużej patrzec na skropione rany na Twoich policzkach, które sam zadawałem.Nie mogłem dłużej pozwolić by moja niedoskonałość sprawiała Ci po raz kolejny ból.Zawsze chciałem tylko Twojego szczęścia,ja nim nie jestem.Na koniec proszę Cię,uśmiechaj się więcej
|
|
 |
I lubię nawet tęsknić za Tobą, bo to kolejna czynność, w której uczestniczysz ze mną.
|
|
 |
może i potrafiłabym zrozumieć dlaczego darzy mnie tak wielkim uczuciem. dlaczego pozwolił sercu wziąć górę nad rozumem.. może i byłabym w stanie to wszystko pojąć ale chyba nie chce nawet dać sobie na to szansy. [ ciamciaa ♥ ]
|
|
 |
Umarła we mnie nadzieja na to, że coś się zmieni. Oczywiście, że to były wyłącznie jedynie moje marzenia, że ktoś coś zrozumiał, że może w końcu uda nam się stworzyć dom pełen ciepła i miłości, ale jasne było, że tak się nigdy nie stanie. To życie było już na starcie przegrane. Jak można stworzyć rodzinę z kimś, kto jest tylko niechcianym dzieckiem, które sprawia więcej kłopotów niż przynosi radości? Nikt z resztą nie szuka przyczyn dlaczego taka jestem, a nie inna. Widzą we mnie tylko to zło, którego nie chcą się pozbyć, bo się boją? Widzą jedynie twarz człowieka, które przypominam nie po wyglądzie, ale po charakterze. Nie mają odwagi zrobić tego kroku, który sprawi, że zniknę z ich życia na zawsze, bo mają przy tym wiele do stracenia. Lecz już długo tak się bawić w to wszystko nie będę. Po co mam mieszkać tu, gdzie i tak czuję się samotna, skoro mogę zdać maturę, pójść do pracy i się wynieść, gdzieś gdzie będę sama, gdzie będę miała spokój od wszystkiego i wszystkich?
|
|
|
|