 |
los czasami traktuje mnie w taki sposób jakbym co najmniej wykonała na nim brutalny gwałt w afekcie za przeszłość.
|
|
 |
nie znoszę momentu kiedy ode mnie wychodzisz zaraz po tym jak wieszam Ci się na szyi nie mogąc pożegnać się z Twoim oddechem na mojej twarzy. jak mantrę powtarzałam, żebyś został chociaż doskonale wiem, że to znikome bo i tak musisz iść. zostaję sama. siadam na łóżku na którym jeszcze chwilę wcześniej wyznawałeś mi dozgonną miłość. nienawidzę tej pustki, irracjonalnej tęsknoty za Tobą chociaż jeszcze nie zdążyłeś wyjść z mojej klatki. zostaję sam na sam z Twoim zapachem na mojej pościeli, na mojej skórze. skrupulatnie wąchając poduszkę odliczam sekundy do naszego kolejnego spotkania.
|
|
 |
cz.2. Bez słowa wstała i biegiem ruszyła do auta. Usiadła i trzasnęła drzwiami. Ten jego formalny, bezuczuciowy ton poruszył ją najbardziej. Łzy spływały strumieniami a ciałem targały konwulsje. Podróż bez słów w letnią noc przyniosła obojgu odczucie, że tracą coś niepowtarzalnego. Bezpowrotnie. Podjechał pod jej dom. -Żegnaj.- powiedział. Gwałtownie się do niego przysunęła całując go namiętnie, przejeżdżając palcami po karku. -Żegnaj.- powiedziała drżącym głosem, wysiadła i zamknęła drzwi samochodu. Ruszyła w stronę furtki tylko raz obróciwszy się. Przypatrywał się jej zdezorientowanym, mglistym wzrokiem. Spojrzała przed siebie. Z piersi wyrwał się zduszony szloch zwiastujący najdłuższą noc jej życia.
|
|
 |
cz.1 Złapał jej dłoń, a ona, trochę się wahając, oparła głowę na jego ramieniu. Światło księżyca odbijało się w niezmąconym lustrze wody. W powietrzu unosiło się napięcie, coraz bardziej ciążyła im cisza. -Powiedz coś.- szepnęła w końcu zamykając oczy. -Nie powinniśmy byli tu przyjeżdżać. Nie jesteś dla mnie, Mała. Próbowała zagłuszyć ten cichy, delikatny głosik, który jej podpowiadał, że nie są sobie przeznaczeni. Prawda uderzyła teraz boleśniej, w oczach zaiskrzyły się łzy. Spokojnie gładził jej rękę, jakby to co powiedział nie miało najmniejszego znaczenia. Ona również nie podniosła głowy, chciała mimo tego bólu przeszywającego ją na wskroś by ta chwila trwała wiecznie. Po jakimś czasie poruszył się i puścił jej dłoń. Wstał i rzekł bezbarwnym tonem : -Chodź, odwiozę cię do domu. Późno już.
|
|
 |
Spojrzał na nią z wzrokiem pełnym czułości, z tlącymi się iskierkami rozbawienia tonącymi w czekoladowej głębi jego wejrzenia. Tego wieczoru brązowe oczy przestały być dla niej obojętne. Zaczęły być uzależniające.
|
|
 |
Przejechał dłonią po jej wilgotnych włosach. W jego nozdrzach błąkał się zapach rumiankowego szamponu. Przymknął powieki i uśmiechnął się filuternie. Na wargach poczuł miętową nutę. Trwało to ułamek sekundy. Mięta i rumianek. Taak. Tak właśnie pachnie niebo. Jego osobiste, własne, najcudowniejsze niebo.
|
|
 |
cz. 2. Z oka wypłynęła jej kolejna łza. Nie chciała umrzeć. Nie teraz, gdy był On... Zaczęła spadać... Złapał ją za rękę. W ostatnim momencie. Nie miała pojęcia jak tego dokonał. Wziął ją w ramiona. Odszedł od urwiska i usiadł z nią na kolanach. Przytulił jej twarz do swojej. Ich łzy się połączyły. Jego ciałem targały konwulsje. Ją przechodziły dreszcze przerażenia. Kołysał ją w ramionach, delikatnie głaskała jego twarz. Nigdy więcej nie dane im było przeżyć tak wielkich emocji.
|
|
 |
cz. 1. Stała na krawędzi. Jej czubki stóp dotykały pionowego urwiska. Wiatr rozwiał jej włosy, z oczu pociekły dwie słone kropelki. Zdawała sobie sprawę z konsekwencji tego, co chce zrobić.. Świat był piękny z tej wysokości. Mimo wszystko, mimo tej całej przytłaczającej jej szarości, musiała to przyznać. Dobiegł ją czyjś głos. Odwróciła pośpiesznie głowę. Stał jakieś 20 metrów od niej. 'Nie'- wyszeptał bezgłośnie wyciągając do niej ręce. Bał się. Ba, był przerażony. Odwróciła się w jego stronę. Zbyt gwałtownie. Czuła jak traci równowagę.
|
|
 |
śpię z suszarką i wbrew pozorom nie robi ona za mój wibrator. gdyby nie ona to zwyczajnie spałabym na mokrej poduszce, która nie nadąża samoistnie schnąć bo z taką częstotliwością pochłania moje uczucia w stanie cieczy.
|
|
 |
a dzisiaj czystą zagryzam kiszonymi bo podobno tak się właśnie robi, kiedy życie pieprzy się równie dosadnie co najdroższa dziwka w najbardziej ekskluzywnym burdelu.
|
|
 |
krzyczał na nią. wyzywał od najgorszych. wziął za ramiona i w amoku zaczął ją szarpać. przycisnął do ściany, krzycząc w twarz, że nie jest nic warta. słowa nie bolały, wyzywiska również. najbardziej jednak bolała świadomość, że chociaż powinna, nie potrafi go znienawidzić. w końcu zadał jej cios na tyle mocny, że osunęła się po purpurowej ścianie i upadła. kucnął nad nią cedząc przez zęby kolejne wyzwiska. - przytul mnie. - wyszpetała rozhisteryzowana. popatrzył na nią zdezenteriowany. objęła go, a on w końcu zamilkł.
|
|
|
|