 |
za każdym kolejnym razem, prymitywnie sobie powtarzamy jakimi skurwysynami jest płeć brzydsza. jak bardzo ranią, zawodzą, krzywdzą i odchodzą. pojawiają się, żeby nabrudzić. spierdalają, a my sprzątamy. ale mimo tego i tak się decydujemy na kolejnego z nich. mając świadomość ile będziemy zamiatać wspomnienia pod dywam i jak długo spierać wino z pościeli. wiemy, że czeka nas sprzątanie jak po dużym ruchu w burdelu, ale i tak się na to decydujemy dla pierdolonego czucia się potrzebną.
|
|
 |
nie obiecuj, że bedziesz. obiecaj, że pojawisz się chociaż raz w tygodniu, żeby potrzymać mnie za rękę. w to jestem bardziej skłonna uwierzyć. i zdecydowanie bardziej wolę być trzymana za rękę, nijeżeli za serce.
|
|
 |
powiedział, że kocha odchodząc. wolałaby, żeby ją nienawidził zostając.
|
|
 |
nie rozumiesz, nie widzisz tego co jest dla Ciebie tlenem. absurdem jest fakt, ze zauwazasz to dopiero gdy odetna Ci jego dopływ. dusisz się, po omacku starając się nabrać powietrza. wspomnienia, który jak zakażony tlen wirują w Twoich płucach dusząc Cię jeszcze bardziej. nie możesz otworzyć okna. jesteś bez wyjścia. dławienie się brakiem powietrza, czegoś najcenniejszego, najistotniejszego jest Twoim jedyną opcją, jaką możesz brać pod uwagę. warto doceniać, że nasze serce ma czym oddychać. w każdej chwili ktoś może nam zapierdolić butle tlenową. nasze szczęście.
|
|
 |
Taki mój pierwszy dzień wiosny. Nadzieja rozkwita a uśmiech coraz częściej się pojawia, mając w dupie zbliżającą się maturę. Jazda na rowerze zastąpiła spacer z fajką lub jakąś setką. Zły humor też poszedł się jebać na rzecz głośnego śmiechu. Ptaszki śpiewają, a na drzewach widać już pierwsze pąki, a co za tym idzie, w końcu będzie mega zielono. No kolor nadziei w końcu. Mojej nadziei na to, że będzie mi ze mną prościej niż dotychczas, że przestanę się nienawidzić, obwiniać, że będę miał odwagę, by spojrzeć w końcu gdzieś dalej, inaczej, nie przez pryzmat tego, co się stało w moim życiu, ale tego, co jeszcze może się stać. Chcę rozpalić ognisko, usiąść przy nim i pomyśleć o tym, jakie piękne jest życie i jak piękni są ludzie. Uwierzyć w to, że pragnienie końca jest iluzją a to, czego pragnie każdy nas to po prostu szczęście, dla każdego inne, ale osiągalne i bliskie.
|
|
 |
Człowiek najpierw zapewnia, że ktoś w ich życiu jest naprawdę ważny. Jednak to tylko bajka. Jeden drugiego ma w dupie, przynajmniej od momentu, w którym wcześniejsze zapewnienia ulegną przedawnieniu.
|
|
 |
Dziś nie mam już siły na życie. Przepraszam. Jutro będę normalny, uśmiechnięty, ale dzisiaj sobie odpuszczam. Chciałbym odpocząć. Zapalić. Pobyć z kimś. Szczerze porozmawiać. Tylko nic z tego. Głowa pęka uniemożliwiając odpoczynek, skromny zapas fajek się skończył no i tradycyjnie nikogo przy mnie nie ma. Z każdym dniem mam coraz bardziej wyjebane na życie, na ludzi, na uczucia. Czuje, jakbym przestawał być człowiekiem, a życie miało coraz mniejszy sens.
|
|
 |
-'W kuchni jest...' -odpowiedziała, cała się trzęsąc. Poszedłem do tej cholernej kuchni nic więcej nie mówiąc. Myślałem tylko o tym, że to ja mogłem być na jej miejscu. Że sam tego chciałem. Że chciałem być ofiarą, która będzie potrzebować pomocy. Obmyłem jej zakrwawione ręce i policzki zalane łzami. Nigdy wcześniej tak się nie bałem. Nigdy wcześniej nie czułem takiego obrzydzenia. Nie do niej, tylko do tego, co zrobiła. -'Nie rób tego więcej. Proszę. Żyj. Nie płacz już, proszę.' -zacząłem błagać. Zacząłem mówić o swoich uczuciach jeszcze goręcej niż zwykle. W odpowiedzi otrzymywałem tylko jej milczenie i płacz. Oboje nie wiedzieliśmy, co dalej. Tak bardzo się teraz o Ciebie boję.
|
|
 |
Widząc jej blizny chciało mi się wymiotować. Jej policzki skąpane w mieszance łez i krwi były dla mnie ciosem poniżej pasa. Jak ona mogła? Jak mogła zadzwonić do mnie, żebym przyjechał to zobaczyć? Na co liczyła? Nie wiem za cholerę. Ledwo pamiętam tamte minuty. Blady jak ściana pomogłem jej zdjąć szeroki sweter skrywający obolałe ręce, z szuflady biurka wziąłem żyletkę a następnie chciałem połączyć się z nią w tym bólu. Zamiast tego popłakałem się. Jak dziecko. Jak dziecko wołające mamy, gdy się zgubi. Czułem się wtedy jeszcze bardziej bezbronny. Cały ból, który skrywałem w środku wydawał się potęgować. -'Gdzie apteczka?' - w jednej chwili zapytałem. -'Mów!' (cdn.)
|
|
 |
mój problem polega na tym, że najpierw sama wpycham Cię do windy każąc Ci spierdalać, a później wzywam ją z powrotem ze łzami w oczach, żeby oparta o jej drzwi móc jechać te 10 pięter w dół, zatrzymując się na każdym z nich. i na oczach poddenerwowanych, czekających sąsiadów, smakować Twoich ust dosadniej niż kiedykolwiek wcześniej.
|
|
 |
problem tkwi w tym, że pewni ludzie są niezastąpieni. dlatego zamiast wlać w siebie szklankę wódki, wylewamy z siebie wiadro łez.
|
|
 |
Najlepsze momenty w moim życiu to te, kiedy byłem kompletnie zajebany. Żadnych wspomnień. Żadnych zjebanych myśli. Zero obaw :a co będzie, gdy wrócę? Po prostu mieć takie wyjebane na wszystko w życiu. Po prostu kiedyś tam zdechnąć i mieć to w dupie.
|
|
|
|