 |
Mówisz, że to tak trwałe jak paląca się słoma. Spójrz głębiej, a zobaczysz jaką emocję daję każdej z liter. Wystarczyłoby jej pewnie na tyle, abym jednocześnie śmiał się z tej miłości, był przez nią smutny, płakał z jej powodu, czuł do niej wstręt i bał się jej. Nawet kropką mógłbym ostatecznie rozpieprzyć to wszystko w porywie gniewu. Ja jednak POMIMO wszystko wybieram radość.
|
|
 |
Dla mnie to kilka dodatkowych sekund mojego szczęścia, dla niej już kilka straconych sekund mojego życia.
|
|
 |
Może kiedyś w bieli tych słów odbije się cała prawda o mnie.
|
|
 |
Dryfował po morzu tego świata, a z nieba w tym czasie musiało spaść pewnie z miliard gwiazd. Płomień jej serca zawsze był mu jednak latarnią morską i wskazywał drogę do domu. To, co wydawało się słabe, kruche i delikatne w końcu przyciągnęło go po długiej podróży, stały ląd jej uczuć. Teraz, gdy wraca, widzi jak ona chowa swoje światło i odbija od brzegu. Widocznie każdy musi poczuć jak bardzo słona jest ta woda. Czy słyszy ten cichy wiatr? Burza nadciąga, a jemu pozostaje już tylko ta cholerna bezsilność. Jednak jeśli tylko zapragnie wrócić, to może być pewna, że tym razem ona odwracając się, odnajdzie w tej otchłani światło jego serca.
|
|
 |
Teraz wracał. Jeśli człowiek może o niczym nie myśleć, niczego nie czuć i nie mieć nawet skrawka energii życiowej to właśnie tak można było określić jego stan. Dzień wymieszał się z nocą, wiosna z jesienią, miłość z rozgoryczeniem, a wszystkie myśli, które uleciały kilka sekund temu kłębiły się nad nim wraz z czarnymi chmurami. Poczuł jej zapach na sobie i spojrzał po raz ostatni z tęsknotą w jej stronę. „Dobre filmy nie mają happy endu” – ta myśl przeszyła go na wylot.
|
|
 |
Wyszedł na zewnątrz. Padało. Rozłożył parasol i ruszył w drogę. „Tak może być tylko w filmie” – pomyślał. Choć do przejścia miał zaledwie kilkaset metrów to droga ta wydawała mu się wręcz wielką podróżą w nieznane. Nie był w tym momencie pewien niczego prócz swoich uczuć. Wiedział jednak, że w pewnym sensie to już ostatnia prosta, białe lub czarne, wszystko albo nic. Nagle zdał sobie sprawę, że serce bije mu szybciej niż uderzające o chodnik krople. Mimo to zastrzyk nadziei nakazywał mu iść.
|
|
 |
Przyjaciele każą mi zająć się czymś tak, bym o Tobie nie myślał. A czy oni, do jasnej cholery, nie mają pojęcia, że ja nawet potrafię: jeść i myśleć o Tobie, ćwiczyć i myśleć o Tobie, czytać i myśleć o Tobie, słuchać muzyki i myśleć o Tobie, rozmawiać z innymi i myśleć o Tobie, śpać i myśleć o Tobie, myśleć o Tobie i myśleć o Tobie.
|
|
 |
|
Pragnę by znów się odezwał, by napisał że żyję. By wytłumaczył swoją nieobecność, nie mam sił by znów o niego walczyć. Nie mam w sobie tyle energii by przestać wierzyć że znów staniesz przede mną i zaczniesz wmawiać mi że nie miałeś czasu, że szkoła tak bardzo pochłonęła Cię. Nie uwierzę Ci kolejny raz, nie przyjmę Ciebie z otwartymi ramionami. Jedynie mogę Ci obiecać że nigdy nie zapomnę o Tobie, nigdy nie pozwolę by dobre chwile zniknęły zawsze będziesz dla mnie kimś o kim nigdy nie da się zapomnieć. Budzę się znów w nocy, jestem zmęczona i wyczerpana powraca wszystko, każdy szczegół jest jak tamtej nocy, jest tak jak kiedyś. Ja sobie z tym nie radzę, nie potrafię przestać płakać nie potrafię dać sobie z tobą spokój. Ty ciągle siedzisz we mnie, błagasz mnie bym nie zapominała o tym wszystkim. Przecież doskonale rozumiesz co czuję, wiesz jak walczę każdej nocy o przetrwanie. Każdej pochmurnej nocy pragnę skończyć z tym wszystkim, wyrzec się siebie i przestać myśleć o tym wszystkim.
|
|
 |
|
Jest północ, nadal czekam na Ciebie. Czekam i myślę że napiszesz, może dasz znak i porozmawiamy. Oszukuję się kolejny raz, nie potrafię zasnąć staram się lecz nie za bardzo mi to wychodzi. Martwię się o Ciebie, nienawidzę gdy milczysz gdy mamy przerwę. Nienawidzę milczenia, chcę z tobą porozmawiać, zamienić kilka słów. Powiedz że u Ciebie jest dobrze, że trzymasz się jakoś. Tylko nie obiecuj mi nigdy już bo boję się tego. Nienawidzę fałszywych słów, niespełnionych obietnic. Nie lubię gdy Ciebie nie ma przy mnie. Jest noc, ja nie śpię kolejną noc myślę i to mnie niszczy wszystko się sypie, nie potrafię już usypiać bez twojego Dobranoc. Przyzwyczaiłam się że zajmowałeś tak wiele mojego czasu, przyzwyczaiłam się do twojej obecności w moim życiu. Gdzie teraz się podziewasz? czemu nie odzywasz się do mnie już? zrobiłam coś źle, czy może to bez powodu? Nie wiem co myśleć, nie chcę mi się jeść, oddychać, żyć. Wszystko stało się obojętne, wszystko jest pozbawione sensu. Czemu tak bardzo mi źle
|
|
 |
Być sobą, tak łatwo rzucić te słowa/
czy tylko na wiatr nie puszczona to mowa?/
Być sobą, lecz z czego zrodzone myśli zwoje/
wyrosłe na innych nadal są Twoje?/
być sobą, jak, skoro reguł tysiące/
zbijają z drogi myśli swawolnie idące/
być sobą, na wieczność wychwalanym istnieniem/
czy na stosie scalonym z krwistym płomieniem/
być sobą, to widzieć świat w jakim kolorze/
czy będąc pod ścianą odcień zmienić się może?/
być sobą, to nie dać opasać się światu?/
więc jak żyć w symbiozie?/
odciąć te macki to zostać na lodzie/
bez odniesienia, tam dobro, a gdzie początek zła cienia/
być sobą.
|
|
 |
spadł deszcz, a kropla drąży skałę/teraz ktoś ufa, że jego uczucie powstałe/rozbłyśnie powoli pełnią światła/i jak świetlik, który walczy mimo, że szans brak/ na pokonanie ciemności nocy/to liczy jednak, że blask ten wkroczy/i pozostanie/wieczystym.
|
|
 |
no dobra, odezwij się już, nie przesadzaj, wcale nie utrudni mi to zapomnienia o Tobie, przecież i tak tego nie potrafię i nigdy nie zrobię.
|
|
|
|