 |
nie jestem z tych co mają co miesiąc innego, z tych, które nie posiadają uczuć, z tych, które po odejściu bliskiej osoby zbierają się szybciej niż po stracie ulubionej bluzki. przykro mi, ja podchodzę do ludzi na dystans, rzadko przed kimś się otwieram, staram się nie ufać, nie przyzwyczajać, nie czuć, ale jeśli już to robię to całym sercem, z nadmiarem uczuć, wiernie i zazwyczaj boleśnie. I nieogarniamciebejbe
|
|
 |
nie mów mi, że to łatwe, że po prostu trzeba zapomnieć, pójść naprzód, nie myśleć, wymazać z pamięci, zacząć układać sobie życie i być szczęśliwą bez niego. nie mów mi tego, bo to znaczy, że jeszcze nigdy nie kochałeś. I nieogarniamciebejbe
|
|
 |
a ile miesięcy będę jeszcze przeżywać coś co miało miejsce jakiś czas temu? ile jeszcze czasu upłynie zanim odnajdę się w tej sytuacji i będę potrafiła iść naprzód? ile razy jeszcze spotkam się z brakiem zrozumienia? ile łez spłynie po moich policzkach i ile utrudniających oddech momentów? I nieogarniamciebejbe
|
|
 |
" więc zamierzasz się poddać? " - zapytał, zostawiając mnie w tak cholernej rozsypce, z tak przerażającymi myślami i bólem istnienia, które w jednej chwili przestały mieć dla niego jakiekolwiek znaczenie. I nieogarniamciebejbe
|
|
 |
o ci irytujący ludzie, tak wiele ich. wszyscy najpierw rozbudzają w nas wulkany uczuć, doprowadzają do tego, że rozpływamy się pod ich dotykiem, kontrolują nawet rytm bicia naszego serca, po czym odchodzą. odchodzą zostawiając nas topiących się w oceanie goryczy. I nieogarniamciebejbe
|
|
 |
o irytująca materio, o łzo spływająca po moim policzku, o smutku przytul mnie. oddech, oddech boli, za dużo, za dużo wszystkiego, wszystko nie tak, jak mam uciec od samej siebie? o boże, sarkastyczny śmiech pustki mnie przeraża. muzo dla mojej duszy, gdzie jesteś? ściany przesycone wspomnieniami tamtych nocy, o nie ma mnie we mnie, ulatniam się z siebie z każdą chwilą, o serce przepełnione tym uczuciem, które rozlewa się na boki, za wiele, zbyt wiele tęsknoty, kolejny raz umieram, nie lubię umierać, mówią że jestem dziwna, o filozofio mojego umysłu, czy jesteś dziwna? zatrzaskuję drzwi przed tymi, których kocham, nie dopuszczam ich do siebie, każę im się oddalić po czym cicho łkam szeptem w zaciszu mojego pokoju, wypieram się wszystkiego czego pragnę, perfekcyjna samozagłada czy może dałoby się ją udoskonalić? | nieogarniamciebejbe
|
|
 |
|
jadę autobusem, słuchawki na swoim stałym miejscu, muzyka w uszach dudni, a ja ogarniam wzrokiem świat znajdujący się za tą brudną szybą, szukam w nim ciebie .
|
|
 |
spojrzałam w oczy smutkowi i złapałam za rękę samotność, przecież i tak odkąd odszedłeś była przy mnie, najwyższy czas się z nią pogodzić. I nieogarniamciebejbe
|
|
 |
odnoszę wrażenie, że gdzieś w jego życiu zgubiłam swoje własne.
|
|
 |
cześć, bardzo dobrze sobie bez Ciebie radzę i nawet mam nowych znajomych, poznajcie się, to pani wódka, to pan papieros, a tam obok stoi pan blant. widzisz, oni zawsze są blisko odkąd odszedłeś. | nieogarniamciebejbe
|
|
 |
chyba znowu się napiłam, zjarałam, o i kolejna paczka szlug się kończy, i chyba znowu nie zaszłam do szkoły, o i w sumie chyba jest mi z tym dobrze, i z każdą chwilą mam mniejszego kaca moralnego, oh i nadal jest chujowo, ale jakoś tak lepiej, no i nadal Cie nie ma, i staram się nie być naiwna, i wiem, że tak lepiej dla mnie, bo byś mnie zniszczył, o kurwa chodź mnie zniszczyć, boże, nie, bo będę cierpieć, błagam, nieważne co będzie potem, wróć, jezu chyba mam mętlik w głowie, nie wiem nic, mam wyjebane, boże tak cholernie tęsknie, nie słuchaj mnie, nieistotne, wcale nic nie mówiłam, cześć. I nieogarniamciebejbe
|
|
 |
a może po kolejnym kieliszku wódki mój uśmiech będzie prawie tak samo szczery jak wtedy, gdy Cie widziałam. może. I nieogarniamciebejbe
|
|
|
|