 |
|
bajerował, tulił, całował, zapraszał na noc, spełniał najskrytsze fantazje - ale odpowiedzialności nie udźwignął.
|
|
 |
|
moja podświadomość wciąż nie potrafi zaakceptować faktu, że Cię straciłam. serce również.
|
|
 |
|
tata wpada do pokoju, i mimowolnie przykrywa mnie kocem. - kiedy Ty w końcu pójdziesz spać?! - pyta patrząc na mnie twardym spojrzeniem. - no, już idę. - odpowiadam z uśmiechem. to nic, że kompa wyłączam dopiero po jakiś trzech godzinach. jaką różnicę robi komuś to sto osiemdziesiąt minut?
|
|
 |
|
organizm za wszelką cenę domagał się snu. powieki bezwiednie opadały w dół, a mięśnie traciły na sile. drżącą dłonią ściskałam butelkę wódki, co chwilka upijając trochę. łzy bezwstydnie tryskały na policzki, a serce cichutko prosiło o uśmierzenie bólu. noce po naszym rozstaniu - niebywale cudowne chwile.
|
|
 |
|
z upływem czasu jesteś w stanie zaobserwować jak jednym słowem zniszczyłaś sobie cały grunt pod nogami. jak głupim i irracjonalnym postępkiem odebrałaś sobie ogromną szansę na szczęście. czasem warto byłoby poczekać chwilę. minutę, godzinę, dzień, a może nawet tydzień czy miesiąc. bo niekiedy wydaje Ci się, że nie kochasz, a w rzeczywistości dałabyś się zabić, za tą drugą osobę.
|
|
 |
|
i kiedy postanowiłam sobie, że to ewidentny koniec z facetami, zero związków, czas na przerwę - jak na złość na kapselku od tymbarka przeczytałam: 'kochaj to fajne jest'.
|
|
 |
|
czułam się mniej więcej tak jak Bella, kiedy Edward odchodził. tylko, że w moim życiu nie pojawił się żaden Jacob.
|
|
 |
|
patrz na mnie tak jakbym była wszystkim.
|
|
 |
|
powtarzał, że mam cudowne oczy, patrząc mi w biust. zapewniał, że mnie kocha, pieprząc nocą.
|
|
 |
|
a kiedy umówiliśmy się w pobliskiej cukierni, byłam pewna, że będę się delektować jakimś wyjątkowo rozkosznym ciastkiem. okazało się jednak, że jedynym ciachem w lokalu był on. a tak naprawdę zaprosił mnie na bitą śmietanę. i wcale nie miała się ona znaleźć na porcji zamówionych przeze mnie lodów.
|
|
 |
|
bólowi trzeba pozwolić się uwolnić. uciec. otworzyć mu na oścież drzwi i kazać wypierdalać. ale nie. wolimy się uśmiechać, imitując radość. zamykamy cierpienie w papierowym pudełku i chowamy na dnie serca. ból rozdziera nas od środka, a my zaciskamy pięści powstrzymując się od przeraźliwego krzyku w ramach sprzeciwu. udajemy szczęśliwych. jesteśmy manipulowani przez plastikowe uczucie, potocznie zwane radością. a ból? wygodnie siedzi w naszym sercu, z dnia na dzień zadając coraz większe cierpienie. każda z łez, gnije na dnie naszego mięśnia pulsującego krew. w końcu nadchodzi kulminacyjny moment, kiedy nie jesteśmy w stanie dłużej udawać. nasze tętno ustaje bo serce sprzeciwia się nadmiarowi toksyn. stajemy na środku ulicy i krzycząc z przerażenia błagamy przejeżdżające samochody o potrącenie w ramach ukrócenia naszego cierpienia.
|
|
 |
|
uwielbiam się rozłączać w połowie naszej rozmowy. mam wtedy pewność, że zaraz zadzwonisz ponownie, a ja znowu dostanę tych rozkosznych palpitacji serca na widok Twojego numeru telefonu na wyświetlaczu.
|
|
|
|