 |
- To już rok, mała.- powiedział zachrypniętym głosem, siedząc na moim łóżku. odchyloną do tyłu głowę opierał o ścianę.- Najpiękniejszy rok mojego życia. - szepnęłam, kierując w jego stronę zaspane oczy i szeroki uśmiech.- Chciałabym, by takich lat było więcej i... - Cii.- przerwał mi.- już to wszystko zaplanowałaś, prawda? - Co? - zapytałam zdziwiona. kolorowe blaski choinki majaczyły na jego twarzy.- Zaplanowałaś sobie kolejne lata, dom, rodzinkę i pewnie kota, co? -O co ci chodzi? - tak nie chciałam doprowadzić do kłótni. nie dziś, nie w Wigilię.- O to, że ułożyłaś sobie to całe zasrane życie nawet nie pytając mnie o zdanie. - Jak to nie.. - Przestań. Nie zaprzeczaj. Może nie mam racji, może to tylko błahy powód, bym sam mógł się usprawiedliwić.- Usprawiedliwić? Za co? - To był wspaniały rok, kochanie. Dwanaście miesięcy temu, w ten zimowy wieczór się zaczął. I dziś się zakończy.- oczy napełniły mi się łzami.- Dlaczego ? Właśnie dziś? - Żeby bardziej bolało.- szepnął i wyszedł./N
|
|
 |
znów zaparzyłam dwie kawy, zamiast jednej. znów wylałam do zlewu czarny płyn z twojego ulubionego kubka. znów nie chwyciłam za uszko i poparzyłam sobie dłonie. usiadłam na kuchennym blacie i spoglądałam przez okno. kolejny dzień pełen szarych chmur, tam na niebie i tu, w życiu. monotonne próby przetrwania kolejnej doby, opartej na wciąż tym samym pytaniu: dlaczego ? i choć wiem to dobrze, tak bardzo dobrze, nadal mam nadzieję, że któregoś dnia ten drugi kubek kawy nie będzie pomyłką, a ty znów zapukasz do moich drzwi z szerokim uśmiechem i podwiędłą różą. i będzie jak dawniej. jakby nigdy nie padło między nami słowo "koniec"./nieswiadomosc
|
|
 |
|
WIESZ co ? Jesteś dla mnie NAJGORSZĄ KURWĄ jaka może być . Wsadź sobie teraz tą "PRZYJAŹŃ" w dupę i WYPIERDALAJ i NIE ZBLIŻAJ sie do mnie z PRZEPROSINAMI , bo WYPIERDOLISZ szybciej niż przyszłaś . [ladydiil_x3]
|
|
 |
|
MAMO pamiętasz jak prawie straciłaś mnie przez te pierdolone tabletki ? Nigdy nie zapomnę jak krzyczałaś ' NIE ZASYPIAJ ' i jak z przerażeniem patrzyłaś na moje pocięte ręce . [ ladydiil_x3 ]
|
|
 |
przygryzam zimne dłonie, kierując się piąty raz w ciągu godziny w to samo miejsce. otwieram drzwi i nie zaświecając światła podążam w kąt. blaski choinki tańczą na ścianach. pochylam się i zaglądam pod nieduże drzewko. cholera, i tym razem Cię tam nie ma. / nieswiadomosc
|
|
 |
chciałabym życzyć Mu miłości. tej do mnie, konkretniej. / N
|
|
 |
chciałabym chociaż powiedzieć Ci to banalne "Wesołych Świąt". tylko tyle. a jeśli nie mogłabym zrobić tego osobiście, to choćby wysłać wiadomość. w tych dwóch słowach zawarłabym wszystkie myśli jakie do Ciebie kieruję. oklepane "zdrowia", oraz "szczęścia" - z drugiem dnem - życzę Ci miłości. tej do mnie, konkretniej. / nieswiadomosc
|
|
 |
dusze się kaszlem. prawie tak mocno jak wspomnieniami. jednak one wygrywają, z bardzo prostego powodu - kaszel czasem odpuszcza. / nieswiadomosc
|
|
 |
cz 3. -Jak możesz tak mówić ?! Przecież taki nie jesteś.. - Widocznie mało mnie znałaś, kochanie. - syknął, zaciskając pięści.- To nie moja wina, po prostu to uczucie, ono.. Ono wygasło, ja..Nie potrafię tak. Chciałbyś, żebym udawała ?! Grała przed tobą miłość, której nie ma !?- Zamknij się. Przez cały czas zdradzałaś mnie z tym gnojkiem, prawda ? -Nie ! Jak możesz ? Ludzie czasem się rozstają, czemu mówisz takie rzeczy ?- krzyczała, zanosząc się płaczem. nie znała go z tej strony. nigdy nie spodziewałaby takich słów.- Będziesz moja, albo niczyja, wybieraj. -warknął, chwytając ją mocno za ramię.- Nie mogę z tobą być.To niemożliwe.Nie po tym, co powiedziałeś.- Jak chcesz.- chwycił ją mocniej,ciągnąc w lewo. przypomniała sobie, gdzie stoją. żołądek poczuła w gardle.- Żegnaj, mała.- szepnął wprost do jej ucha, po czym pchnął ją w przepaść. ściany gór długo odbijały jej krzyk, mieszany z jego gorzkim śmiechem. jej biały płaszcz w końcu zniknął z pola widzenia. odszedł, podśpiewując./N
|
|
 |
cz 2. poszła za nim w kierunku korytarza. spojrzała jeszcze na choinkę, tak pięknie przystrojoną. ubrała buty i płaszcz. czekał na nią w drzwiach. uśmiechnęła się sztucznie i podała mu dłoń. gdy wyszli owionęło ich chłodne powietrze. - Pokażę ci jedno wspaniałe miejsce powiedział. - Dobrze. - pociągnął ją w kierunku lasu. przeszli około kilometra, właściwie milcząc. wyszli spomiędzy gęstwiny drzew, obeszli zaspę. znaleźli się na krawędzi zbocza. w dole rozciągała się wielka dolina, pewnie kilometr niżej. nigdy nie miała lęku wysokości, teraz jednak poczuła ukłucie strachu. stali kilkadziesiąt centymetrów nad krawędzią. - Musze ci coś powiedzieć. - szepnęła. - Ja... Już cię nie kocham. To koniec. Wrócimy do domu i... zostańmy przyjaciółmi. - Żartujesz, prawda ? - Nie. - Suka. - Co ?! - Jesteś suką. Myślisz, że mnie tak po prostu można zostawić ?! Że odejdziesz sobie do jakiegoś frajera, zostawiając mnie ?! - krzyczał. była w szoku. dłonią zakryła usta.
|
|
 |
cz 1. mijał trzeci dzień ich wyjazdu w góry. z każdą chwilą było jej coraz ciężej. przecież był taki wspaniały, jak mogła myśleć, by go zostawić ? a jednak mogła. zbierała się już do tego przeszło dwa miesiące. było coraz trudniej. "ale tym razem to zrobię" - postanowiła. "ten ostatni wyjazd, na który czekaliśmy cały rok. zrobię to w ostatni dzień przed powrotem". to było właśnie dziś. zapakowała ostatnią walizkę i zeszła po krętych schodach. siedział na kanapie wgapiając się w telewizor. - Tu jesteś, kochanie. - powiedział i posadził ją sobie na kolanach. walcząc wewnątrz siebie, poddała się jego pocałunkom. tym ostatnim. z kuchni dochodził do nich zapach parzonej kawy i ciasta z cynamonem. za oknem prószyło śniegiem. wszystko na pozór było takie idealne. musiała to zepsuć. - Czy możemy porozmawiać, gdzieś.. sami ? - zapytała, zerkając na siedzących obok przyjaciół. - Chodźmy na spacer. - powiedział, podnosząc się z kanapy. - Chodźmy. - szepnęła.
|
|
 |
ostatni dzień, wigilie klasowe, opłatek. zawsze wtedy ktoś przychodził. przyjaciele i koleżanki z tamtegorocznych trzecich klas wpadali do szkoły. zawsze. ciągnąc kolegę za sznurek od kaptura i śmiejąc się ze znajomymi, wychodziłam z klasy. po chwili puściłam go i poprawiając spódnicę ruszyłam przez korytarz. najpierw zobaczyłam jego najlepszego kumpla. potem drugiego, trzeciego. w sumie kilku jego kolegów. stali obok parapetu i śmiali się z czegoś. gdy podeszłam, umilkli. powiedziałam ciche 'cześć' i widząc, że nie ma go z nimi, chciałam odejść. odpowiedzieli mi jeden po drugim, wyraźnie przygaszeni. po ich oczach widziałam, że coś wiedzą. uśmiechnęłam się jednak i poszłam w stronę szatni. siłą woli hamowałam łzy. nie przyszedł. nawet ten jedyny raz w roku nie przyszedł by mnie zobaczyć. może nie chciał mnie oglądać. może było mu to obojętne. skręcając wpadłam na przyjaciółkę. zobaczyła łzy w moich oczach i już wiedziała."nie przyszedł" szepnęłam i pozwoliłam się przytulić./N
|
|
|
|