ostatni dzień, wigilie klasowe, opłatek. zawsze wtedy ktoś przychodził. przyjaciele i koleżanki z tamtegorocznych trzecich klas wpadali do szkoły. zawsze. ciągnąc kolegę za sznurek od kaptura i śmiejąc się ze znajomymi, wychodziłam z klasy. po chwili puściłam go i poprawiając spódnicę ruszyłam przez korytarz. najpierw zobaczyłam jego najlepszego kumpla. potem drugiego, trzeciego. w sumie kilku jego kolegów. stali obok parapetu i śmiali się z czegoś. gdy podeszłam, umilkli. powiedziałam ciche 'cześć' i widząc, że nie ma go z nimi, chciałam odejść. odpowiedzieli mi jeden po drugim, wyraźnie przygaszeni. po ich oczach widziałam, że coś wiedzą. uśmiechnęłam się jednak i poszłam w stronę szatni. siłą woli hamowałam łzy. nie przyszedł. nawet ten jedyny raz w roku nie przyszedł by mnie zobaczyć. może nie chciał mnie oglądać. może było mu to obojętne. skręcając wpadłam na przyjaciółkę. zobaczyła łzy w moich oczach i już wiedziała."nie przyszedł" szepnęłam i pozwoliłam się przytulić./N
|