|
- Widać, nie chcę się zakochać. - Spuszczam wzrok.
- Wszyscy tak mówią, ale nikt w to nie wierzy. - Łapie mnie za brodę i podnosi moją twarz.
Patrzymy sobie teraz prosto w oczy, a moje serce eksploduje.
- Idź już. - Łamie mi się głos.
- Idę. - Mówi.
A ja głupia, znowu nie robię nic, żeby go zatrzymać. A ja głupia, patrzę jak odchodzi. I jest mi przez to cholernie zimno, w kościach, w głębi. Strach mnie paraliżuje, strach paraliżuje mi serce. Chociaż i tak, ten mięsień ma w sobie więcej odwagi, niż ja. Bo cały czas mi powtarza, że kocham. Że nie mogę się już obronić, bo to się stało. Stało się już. Ja kocham, kocham go. Ale wciąż staram się żyć, jakby tak nie było.
|
|
|
Mam o nią walczyć, czy odpuścić?
Cholera. Dlaczego wszystko jest takie proste z kobietami, na których mi nie zależy? Przy niej boję się nawet tego, że źle postawię nogę, idąc. A jak się z nią kocham, zastanawiam się, czy jestem dobry. I chcę żeby myślała tylko o mnie. Bo szlak mnie trafia, gdy wyobrażam ją sobie, u boku kogoś innego.
|
|
|
- W końcu się otworzysz. Po prostu, twojej skorupki nie da się zdjąć, na siłę. Ciebie trzeba rozbierać z niej, subtelnymi dotykami czułości i zrozumienia.
- Niestety, nie wszyscy mają tyle cierpliwości, żeby dogrzebać się do mnie.
- Uwierz mi, jeśli ktoś jest ciebie wart, poczeka. Ale ty też musisz mu udowodnić, że jesteś tego warta. Bo nie ma czegoś takiego jak, samotna walka o miłość. O nią trzeba walczyć razem. Inaczej, nigdy by nie zaistniała, w niczyim życiu.
|
|
|
Znowu spadasz w dół. - Łapie mnie za wolną rękę. - Bo nie umiesz żyć chwilą. Zadajesz sobie mnóstwo pytań, na które mogłoby odpowiedzieć jedynie życie. Ale nie pozwalasz mu na to, bo ty nie żyjesz, ty egzystujesz. Egzystujesz w złudnym przekonaniu, że tłumiąc swoje uczucia, będziesz miała jakąkolwiek kontrolę nad tym, czy ktoś cię zrani, czy nie. Ale to tak nie działa, bo może i zamykasz się na wszystkich ludzi, ale nawet jeśli oni ciebie nie ranią, ty sama siebie ranisz. Nie jesteśmy stworzeni do samotności.
|
|
|
Podlewam swój wewnętrzny ogródek, bo chcę żeby na nim wyrosły kwiaty. Odkładam na bok strach, wszystko to, co nie pozwala mi zbliżyć się do drugiego człowieka. Nieważne, że ktoś mnie zrani. - Zaufam i będę z siebie dumna, będę szczęśliwa. Bo nie wiem po co mi to serce, jeśli nie potrafię się nim dzielić.
|
|
|
Wydaję się być niezniszczalna, wiem.
Ale czasem chciałabym tylko, żeby ktoś wziął mnie w ramiona i mocno przycisnął do klatki piersiowej. Tak po prostu.
Bo to, że jestem silna, wcale nie oznacza, że nie jest mi czasem ciężko. Niech mnie ktoś złapie za rękę, bo się w końcu zgubię.
|
|
|
Dojrzała miłość, to kompromis. To kochanie siebie jeszcze mocniej, po każdym krzyku, nieporozumieniu. To moje ciało, które on przypiera do ściany, swoimi dłońmi i to jego usta, które lądują na moich, gdy to co nas dzieli, jest słabsze od tego, co nas łączy. To taka namiętność duchowa i fizyczna, która wtapia mnie w niego. To takie szukanie siebie, pragnienie bliskości, jego ręki na swoich plecach, jego ramion wokół siebie, jego oczu w swoich oczach. To dawanie od siebie, po równo. To ogień, który zamiast palić wszystko dookoła siebie, rozświetla.
|
|
|
Nie chcę znowu wierzyć w coś, co nie istnieje.
W coś, co tylko ja czuję.
|
|
|
Uważnie wybieram sobie ludzi, do których mogłabym się przywiązać. I doskonale wiem, że każdy, prędzej czy później, mnie zrani. Sęk w tym, że istnieją osoby, dla których serce może czasem zaboleć, a osoby, które nie są tego bólu warte.
|
|
|
Potem ogarnęłam, że tego czego szukam, nie ma.
Nie ma i nie ma.
Nie ma i nie będzie.
I dałam spokój, bo czasem trzeba dać spokój, żeby nie bolało.
|
|
|
Pewnego dnia budzisz się i dociera do Ciebie, że teraz czas na to, żeby inni się o Ciebie starali. Po prostu wiesz, że nie potrzebujesz nikogo, kto nie potrzebuje Ciebie.
|
|
|
Rzuć się na głęboką wodę i niczego nie żałuj.
Masz jedno życie.
Nie oszczędzaj się.
Rany i tak się goją.
Trzeba czasem upaść, żeby coś poczuć, żeby czegoś się nauczyć.
Uwierz, że możesz się podnieść po upadku.
Bo możesz.
|
|
|
|