 |
nie wiem dlaczego Bóg mi ciebie odebrał. wiesz.. tak ciężko jest żyć ze świadomością, że odeszła druga połowa twojego serca. to takie ciężkie uczucie, myśleć, że nigdy nie ujrzysz osoby na której tak bardzo ci zależało. sam fakt, że ona jest, gdzieś blisko, że czuwa, że pomaga nie daje nic. przecież nie powiesz jej już nigdy prosto w oczy tych dwóch jakże ważnych słów. już nigdy nie poczujesz jej ciepłego oddechu na swoim karku. nigdy nie poczujesz tego wspaniałego ciepła, kiedy cię obejmował. świadomość, że odchodzi osoba, która była dla nas wszystkim jest bolesna. przecież nie zasługujemy na to by tak cholernie cierpieć. pytam, dlaczego? dlaczego akurat ty? dlaczego akurat jedyna miłość mojego życia..
|
|
 |
a ty? nie zrobiłeś nic. przecież tak naprawdę nigdy cię nie było. przecież to był wytwór mojej wyobraźni. jak ja mogłam pokochać osobę, dla której liczy się tylko dupa i cycki. serce? słyszałeś o nim? wiesz do czego służy? ono nie tylko pompuje krew czy bije, by uświadomić ci, że żyjesz. ono potrafi kochać. potrafi omotać cały organizm, by uświadomić, że właśnie oszalało, bo kocha kogoś tak silnie mocno. czułeś to kiedyś? czy patrząc na dupę, myślałeś 'ruchałbym'? przepraszam gościu, ale dla mnie miłość to coś więcej niż zajebisty tyłek i wielkie cycki.
|
|
 |
czasami mam ochotę krzyczeć, więc krzyczę. kiedy mam ochotę na gofry, po prostu je robię. kiedy chce mi się płakać, siadam w kącie i najzwyczajniej w świecie ryczę w poduszkę. kiedy jestem smutna, dobijam się jakimiś zamulającymi piosenkami. gdy pada deszcz, biorę parasol i zakładam kaptur. kiedy pada śnieg, łapię na język fruwające płatki, mając przy tym ubaw po pachy. gdy jestem szczęśliwa, skaczę i śmieję się ot tak, bez powodu. kiedy wyznaję komuś miłość, robię to, bo czuję, że naprawdę kocham, a ty pod żadnym pozorem nie staraj się mnie zmieniać.
|
|
 |
zawsze kiedy było mi źle, szłam na cmentarz, siadałam przy grobie babci i po prostu do niej mówiłam. wiedziałam, że słyszy wszystko co do niej mówię. czułam jej obecność, a jesienny wiatr targał moje włosy. nie bałam się mówić o uczuciach. wiedziałam, że zawsze bez względu na wszystko mogę przyjść, zapalić znicz, położyć kwiatka i powiedzieć jej o wszystkich rozterkach. wiedziałam, że nikt nigdy nie dowie się o tym co mnie gryzie i dołuje. wiedziała o tym tylko ona. była dla mnie taka kochana. nie robiłam zbędnych wyrzutów, że Ten na górze mi ją odebrał. dla każdego kończy się czas. jedni mają go za dużo, inni odchodzą zbyt wcześnie. czasami brakowało mi jej ciepłego uścisku i zapewnieniu, że wszystko będzie dobrze. brakowało mi jej spokojnego tonu głosu i chwil, w których podnosiła na mnie głos, gdy nie dokańczałam obiadu. była dla mnie jak druga mama. pomagała mi zawsze. dlatego ja, staram się być przy niej zawsze, bo wiem jak ważna jest, obecność drugiego człowieka.
|
|
 |
- lubię twój uśmiech, powiedział patrząc na moją roześmianą buzię. - uśmiech jak uśmiech, syknęłam wbijając wzrok w ziemię. nie chciałam dać sobą manipulować. nie chciałam narobić sobie zbędnych nadziei. nie chciałam cierpieć. biłam się z myślami. - lubię twoje oczy, powiedział po chwili, ironicznie się uśmiechając. - wymień co jeszcze lubisz, a potem odwróć się na pięcie i nie pojawiaj się już więcej w moim życiu, zrozumiano, wydusiłam przez gardło. - i złościsz też się ładnie, opowiedział, spoglądając w niebo. a ja? stałam jak zamurowana. przecież go kochałam, przecież był dla mnie wszystkim. musiałam, to zakończyć. musiałam uwolnić się z sideł miłości. ruszyłam przed siebie. nie pobiegł za mną. nie zrobił nic. stał dalej jak słup, patrząc na mijające go auta. po chwili poczułam wibracje telefonu. sms od niego, a na wyświetlaczu tekst: i jak wracasz też lubię. zniszczył mnie, moją psychikę i całe życie. zniszczył wszystko. zabił resztki nadziei, zabił wszystko, doszczętnie.
|
|
 |
z czasem przyzwyczajasz się, że jego już nie ma. budzisz się w zimnym łóżku, wstajesz, robisz śniadanie. czasami pomylisz się i zaparzysz kawę w dwóch kubkach, ale poza tym, wszystko jest okej. schowałaś wszystkie wspólne zdjęcia. usunęłaś z pamięci wszystkie cudowne chwile, bo wiesz, że nigdy nie wrócą. wychodzisz do szkoły, spotykasz zakochane pary, ale nie czujesz bólu, bo nie masz serca i uczuć. jesteś zimna, a twój organizm ogrzewa jedynie gorąca czekolada. czytasz książki, analizujesz przyszłość i wymazujesz wszystko z przeszłości. radzisz sobie, bo przecież jego już nie ma i nie łudź się - nie wróci.
|
|
 |
uświadamiał, że nigdy mnie nie skrzywdzi, że nigdy nie pozwoli skrzywdzić. całował mnie w czoło, gdy wiedział, że jestem na niego obrażona. łaskotał i wbijał palce w żebra, by tylko zobaczyć uśmiech na mojej twarzy. przeklinał każdy ponury dzień, by następnego ranka zobaczyć słońce. nosił mnie na rękach i całował w czasie deszczu. odgarniał włosy z oczu, by zatopić się w ich spojrzeniu. delikatnie muskał moje usta, wypowiadając szeptem ' kocham Cię '. dbał o to, by nigdy nie było mi zimno. przytulał mnie ot tak bez powodu. pozwalał chodzić w swoich koszulach, mówiąc, że wyglądam bardzo seksownie. robił pyszną gorącą czekoladę, by ogrzać nasze organizmy. oddawał mi parasol, bym tylko nie zmokła i nie przeziębiła się. przy blasku księżyca wyznawał mi miłość i uświadamiał, że każda gwiazda należy do mnie. tak on mnie kochał.
|
|
 |
- nie możesz odejść, krzyknęła zanosząc się płaczem. stał na przeciwko wpatrując się w jej zalaną łzami twarz. - myślisz, że płacz coś tu zmieni? myślisz, że weźmiesz mnie na litość, syknął. podniosła lekko głowę, patrząc na jego ironiczny wyraz twarzy. był okrutny. okrutnie bezlitosny. był bezuczuciowy. wszystko musiało być podporządkowane jemu. to on wszystkim rządził. to on manipulował mną i moim życiem. to on owinął mnie sobie wokół palca. a teraz perfidnie chciał zostawić mnie samą? zbesztać to wszystko, co budowałam po poprzednim upadku? - jak śmiesz? zapytałam, osuwając się lekko po ścianie. usiadłam na zimnej podłodze i skuliłam głowę w kolanach. a on? wyszedł. po prostu zostawił mnie samą. samą z problemami. nie mam co się łudzić, teraz ma inną. to inną manipuluje, ale cieszę się, że nie musiałam na wieczność być zabawką w jego rękach. on nie miał uczuć, a ja mimo tego, że tak strasznie mnie ranił, kochałam go. całą sobą, całą duszą, całym sercem, bezgranicznie.
|
|
 |
stąpasz po cienkim lodzie miłości. myślisz. mam jego, więc mam wszystko. a tak naprawdę nie masz nic. przecież on nie należy do ciebie. tutaj nie ma mowy o żadnej kwestii posiadania. jesteście razem i na nowo budujecie swoją bajkę. jesteś sama, kontynuujesz wcześniejszy rozdział. nie skreślasz, życia bo jego już nie ma. żyjesz dalej. uzupełniasz luki i jakoś sobie radzisz. przecież do cholery jasnej musisz, bo nikt za ciebie nie umrze i życia nie przeżyje. zrozum.
|
|
 |
myślisz, że tak łatwo zapomnę i wymarzę go z pamięci? kurwa jaka ty naiwna jesteś.
|
|
 |
to było cholernie przykre, gdy przez całe dzieciństwo mama robiła z ciebie królewnę, choć ty tego nienawidziłaś. nie mogłaś grać z chłopakami w piłkę, by czasem nie pobrudzić sukienki. nie było mowy o zdartych kolanach, a rower zamiast dwóch, musiał mieć cztery kółka, tak dla równowagi i bezpieczeństwa. nic nie mogłaś zrobić sama, bo wszyscy wokół martwili się o to, że za bardzo się zmęczysz. myślisz sobie, że takie dzieciństwo to bajka? ale zapewniam cię, że to cholerna udręka, bo tak jest do tej pory. sukienki, eleganckie bluzki, żakiety, rajstopy i buty na obcasie. zero trampek, adidasów, nie wspominam nawet o bluzie z kapturem. rurki, tylko czarne, lub brązowe, ewentualnie beżowe. delikatny makijaż i zwiewnie rozpuszczone włosy, bo jak to co dzień słyszę: przecież jesteś kobietą i jak kobieta masz wyglądać.
|
|
 |
z każdym dniem, miałam coraz mniej siły. nocne patrzenie w gwiazdy nie pomagało. wszędzie szukałam pierwszej litery Twojego imienia. tamtej nocy, utworzyły je gwiazdy i wiesz? już w nie nie patrzę. nie mogę.
|
|
|
|