Wezmę kieliszek czerwonego wina. W za dużym swetrze i papierosem w ręku, siądę na tarasie. Zacznę, się skarżyć księżycowi z tego, jakim jesteś sukinsynem.
Najgorsze, są chwilę, gdy leżąc na podłodze ze słuchawkami, w uszach, uświadamiasz, sobie, że do niczego nie dążysz, że nie masz nikogo, komu by ciebie brakowało, że tak naprawdę nie masz nic.